Wiecie jak czasami zapachy potrafią wywołać wspomnienia i przenieść nas w inne miejsce, w innej czasoprzestrzeni? Lubię te momenty. Nie dlatego, że miałam sielskie dzieciństwo czy dlatego, że chciałabym wrócić gdzieś do przeszłości. Lubię, bo wyświetlają mi się wtedy obrazy, których nikt nigdy nie uwiecznił. Te zapachy mogą być przelotne lub długotrwałe. Jednym z takich przelotnych zapachów jest zapach kredek świecowych, chociaż nie zawsze od kredek pochodzi. Przenosi mnie do przedszkola. Zawsze tam i zawsze pokazuje mi kilka obrazów. Wieszak na kurtkę ze znaczkiem z doniczką, leżakowanie w piżamie w kłódeczki i panią Jolę pogrążoną w lekturze, mnie na krzesełku, przed współ-przedszkolakami, opowiadającą jedną z wielu niestworzonych historii kłębiących się w mojej małej głowie. Innym zapachem przenoszącym był zapach Warszawy na początku lipca tego roku. Codziennie pachniało mi wakacjami w Łebie, tymi z Niną i Małgo. I jeszcze naszymi spacerami po Warszawie, latem i wczesną jesienią. Pstryk, pstryk. Szkoda, że nie mogę zapisać tych obrazów. Małgo, Nina i ja na Starówce, na plaży, w deszczu, w słońcu, w Łazienkach. Mój ukochany zapach wieczornego deszczu po ciepłym dniu przenosi mnie w różne miejsca i momenty. Nie ma stałego repertuaru. Czasem pod namiot na Mazurach, albo do łódki na jeziorze, czasem do Warszawy, a czasem do Sopotu, albo do już wspominanych wakacji w Łebie, do sklepiku papierniczego. Pstryk, pstryk. A jak czasem zawieje od morza i czuję w domu zapach słonej wody i piasku to jestem w smażalni ryb, obok małego portu z kutrami rybackimi. Zapach pokrojonej, czerwonej papryki, to korytarz w mojej podstawówce i kanapki z żółtym serem i papryką właśnie. Równocześnie przypomina mi się smak kanapek zagryzanych jabłkiem. Ostatnio piekę w domu chleb i zapach mąki zmieszanej z drożdżami przenosi mnie do babcinej kuchni, gdzie wyrastało ciasto drożdżowe, a zapach kompotu z suszu pokazuje mi obrazek świąteczny i stół wigilijny u drugiej babci. Czasem gdzieś wchodzę i myślę, że pachnie jakimś znajomym miejscem z przeszłości. Czasem pachnie tak gdzieś na ulicy. I już pojawiają się obrazki. Pstryk, pstryk. Niektóre miejsca kojarzą mi się z jakimś zapachem. Na przykład przedszkole, to zawsze był dla mnie zapach tych nieszczęsnych kredek świecowych. Jak ogromne było moje rozczarowanie, gdy, jako już dorosła osoba, weszłam do przedszkola, a tam wcale nie pachniało kredkami, tylko siuśkami. Oszukał mnie mój dziecięcy nos okrutnie. Moje liceum też miało specyficzny zapach. Chyba się tam nie wybiorę, żeby nie spotkał mnie kolejny zawód.
Macie jakieś zapachy, które Was przenoszą w inne miejsca w innej czasoprzestrzeni? A może macie miejsca, które w waszej pamięci mają jakiś określony zapach?

zapach który przynosi mi wiele wspomnień jest zapachem, który odkryłam całkiem niedawno a raczej zdałam sobie sprawę z niego. Mianowicie jest to zapach polskiego letniego poranka, gdy już słońce wstało, jest jeszcze chłodnawo i wilgotno ale wiadomo że będzie piękny letni dzien.
Zdałam sobie z niego sprawę po tym jak go dawno nie czułam bo w deszczowej krainie nie ma takich pachnących poranków :(
LikeLike
Piękny zapach. W niskich landach się czasem pojawia.
Witaj Kasiu w moich skromnych progach.
LikeLike
to szczęściara jesteś :)
dziękuje :)
LikeLike
Też tak sobie ostatnio pomyślałam gdy poczułam ten zapach w porannym powietrzu. :)
LikeLike