Kilka miesięcy temu oglądałam świadectwo szkolne mojego pięcioletniego, holenderskiego siostrzeńca. I tam na ostatniej stronie obok rysunku pilota jak wół jest napisane: “Nathan w przyszłości chce zostać pilotem”.
Muszę przyznać, że nie pamiętam, żebym jako pięciolatka miała tak wyraźnie sprecyzowaną przyszłość. Wtedy chciałam myślę robić wiele rzeczy, ale chyba nic na zawsze. Nie wyobrażam też sobie, żebym miała wizję siebie dorosłej i pracującej.
Bardzo często słyszę od znajomych i nieznajomych, że już jako dziecko marzyli, żeby zostać lekarzem, prawnikiem, pilotem, baleriną. Moje marzenia zawodowe sprecyzowały się dopiero w okresie nastoletnim. Skąd te różnice? Czy to wpływ rodziców lub nauczycieli, czy ja po prostu trochę wolniej się rozwijam?
Jako nastolatka wiedziałam, że w przyszłości chcę się zajmować językiem, słowem pisanym. Nie wiedziałam tylko do końca, co wybrać. Tłumaczenia? A może samej pisać? Poza tym zabrakło mi odwagi i wiary w siebie, żeby po skończeniu liceum dalej się kształcić w tym kierunku.
Na szczęście dorosłam, skończyłam to piękne 30 lat i okazało się, że odwaga się znalazła i poszłam na studia. Teraz kształcę się w kierunkach, w których chcę pracować. Zeszłotygodniowe warsztaty translatorskie tylko mnie w tym upewniły. Nie ma większej frajdy niż zabawa językiem, szukanie odpowiednich słów, żeby dobrze wyrazić to, co się chce przekazać.
Teraz dążę do moich celów zdecydowanym krokiem. Nigdy nie jest za późno, żeby realizować swoje marzenia.
A ja chcialam byc baletnica… :)
LikeLike