10 dni minęło jak z bicza trzasł. Muszę przyznać, że nie miałam żadnych problemów ze znalezieniem momentu szczęścia. Było ich wręcz na tyle dużo, że bardzo często chciałam umieszczać więcej niż jedno zdjęcie.
To wyzwanie to świetny pomysł, gdyż zmusza mnie do zatrzymania się choć na chwilę i przyznania, jak dużo rzeczy mnie cieszy. Często są to bardzo krótkie momenty, ale za to jest ich mnóstwo. To takie mini ćwiczenie mindfulness, bycia tu i teraz.
Dzień 1: zapach i odgłos świeżo upieczonego chleba.
Dzień 2: Paczka z orzechami, mąką i innymi dobrociami.
Dzień 3: Kolacja w restauracji.
Dzień 4: Wysyłanie kartki urodzinowej do mojej siostrzenicy.
Dzień 5: Czytanie w słońcu.
Dzień 6: Pieczenie ciasteczek.
Dzień 7: Naleśniki na lunch.
Dzień 8: Pierwsze w życiu domowe bagietki.
Dzień 9: Wydanie specjalne Flow Magazine.
Dzień 10: Rozpoczynanie nowej książki przy śniadaniu.
jaki z tego morał??? Najwięcej szczęścia daje nam dobre jedzenie. (i jeszcze coś czego pewnie w ramach cenzury i niewinności nie będziesz fotografować a już zapewne wrzucać na bloga) :):)
LikeLike
Podpisuję się pod tym rękami i nogami. :-)
LikeLike
;)
LikeLike
Fenomenalny pomysł :) Pokazuje, że małe niby nic a tak bardzo może cieszyć
LikeLike