Bez większych wstępów zapraszam na kolejne 10 dni szczęścia.
Dzień 61: Chmury. W tym dniu pasowały do sytuacji w mojej głowie.
Dzień 62: Książka na spotkanie z moją grupą książkową (czytelniczą?).
Dzień 63: Chleb domowego wypieku. Ten zapach, och ten zapach.
Dzień 64: Limoncello domowej roboty.
Dzień 65: Dwie godziny z książką, pilnując studentów na egzaminie.
Dzień 66: Dzieci (nie moje) w łóżkach i wreszcie mam chwilę dla siebie.
Dzień 67: Ten moment, kiedy mogę wybrać kolejny świat, w którym się zagłębię.
Dzień 68: Kawowy bananowiec.
Dzień 69: Te inspirujące słowa wypowiedziane przez Aidan Donnelley Rowley.
Dzień 70: Karta biblioteczna, dzięki której niezliczone ilości książek są w zasięgu ręki.
Chcesz być na bieżąco? Znajdź mnie na Instagramie.