Projekt 100 dni szczęścia dobiegł końca i w zeszłą środę podzieliłam się ze światem ostatnim zdjęciem oznaczonym #100HappyDays. Nie będę Wam tu opowiadać bajek i przekonywać, że to wyzwanie zmieniło moje życie. Mnie już przed projektem cieszyły małe rzeczy, więc można by powiedzieć, że nie byłam najlepszą kandydatką do tego projektu.
W trakcie tych 100 dni widziałam wiele osób zaczynających zabawę i nie dociągających nawet do połowy. Jakoś nie mogę uwierzyć, że nie było choć jednego momentu w ich dniu, który nie wywołałby uśmiechu na ich twarzach. Nawet w najgorszym dniu, mam choć jeden moment, że muszę się uśmiechnąć i czuję to małe ukłucie szczęścia. Może jestem szczęściarą, a może jestem po prostu bardziej obecna we własnym życiu.
Wyzwanie 100 Happy Days zwróciło mi uwagę na to, że tych szczęśliwych momentów jest w ciągu dnia mnóstwo. Zaczynając nie spodziewałam się, że będą dni, kiedy nie będę wiedziała, którym zdjęciem się podzielić. To niesamowite jak dużo nam z codziennego życia ucieka. Czas nauczyć się być bardziej obecnym we własnym życiu.
Na jednym z moich ulubionych blogów Aidan Donnelley Rowley ogłosiła The here year i przez rok ma zamiar być bardziej obecna we własnym życiu. Pierwszy miesiąc był pod znakiem domu, drugi – rodzicielstwa, a trzeci – małżeństwa. Ależ mi się ten projekt podoba! Śledzę go bardzo uważnie i mam nadzieję wiele się z niego nauczyć. Zajrzyjcie i poczytajcie.
Jeżeli nabraliście ochoty na przeżycie 100 szczęśliwych dni, to możecie się tutaj zarejestrować. Dajcie znać jak Wam poszło.