W Holandii lato w pełni. Żar się leje z nieba, na plaży i w parkach tłumy piknikujących. Wczoraj z przyjemnością podążyłam za przykładem i wraz ze znajomymi piknikowaliśmy w parku, celebrując życie.
Jako, że większość z nas, w taki czy inny sposób, jest lub była związana z lotnictwem, nie obyło się bez chwili zadumy nad tragedią Malaysia Airlines. Równocześnie pchnęło nas to do wzniesienia wielu toastów za życie. To było fantastyczne popołudnie i takiż wieczór i chociaż syndrom dnia następnego nie jest wskazany w upałach, nie żałuję ani jednego kieliszka. Było bardzo pozytywnie, z lekką zadumą, kupą śmiechu i łzami w oczach.
Rano obudziłam się z uśmiechem na twarzy i przekonaniem, że mój pomysł Rewolucji Tu i Teraz jest genialny i trzeba go wypromować. W końcu życie mamy jedno i powinniśmy cieszyć się nim w pełni, póki możemy. Może zabrzmiało to trochę fatalistycznie, ale w obliczu takiej tragedii, gdzie wokół mnie są ludzie, którzy znali kogoś na pokładzie tego samolotu, chwilowo inaczej nie mogę.
Przy śniadaniu weszłam na Facebooka, żeby obejrzeć zdjęcia z poprzedniego wieczoru. Zanim jednak udało mi się do nich dotrzeć zobaczyłam to:
Piękny gest “miejskiego bohatera”, wpisujący się w moją ideę Tu i Teraz. Cudownie jest czytać takie wiadomości z samego rana. Trochę mniej cudownie czyta się niektóre komentarze. Szukanie winnych za stan społeczeństwa w elicie rządzącej, czy lamentowanie nad brakiem “prawdziwych bohaterów”, cokolwiek by to miało znaczyć.
To nie ekipa rządząca tworzy społeczeństwo, tylko zwykli ludzie. Często, za często, o tym zapominamy. A może odwracamy się od tej prawdy, bo spojrzenie jej w oczy oznacza wzięcie odpowiedzialności za siebie i za innych i zamyka możliwość zwalania winny na tych tam, u góry. A przecież to my przechodzimy obojętnie obok tych, którym moglibyśmy pomóc. To te małe, a w zasadzie wielkie gesty jak zrobienie zakupów mogą zmienić czyjeś życie. Dać mu wiarę w innych ludzi, a może nawet odwagę do sięgnięcia po pomoc.
Niestety częściej słyszymy o negatywnych “miejskich bohaterach” jak ten tutaj. Pan “dżentelmen” jak sam się określił ciężko pracuje i nie chce, żeby jego otoczenie było zepsute bezdomnymi.
Chcę wierzyć, że na świecie jest więcej takich panów Tomków niż “pracujących dżentelmenów”. Chcę wierzyć, że istnieje jeszcze taka zwykła ludzka życzliwość, i że widok bezdomnego wywołuje smutek, może nawet zażenowanie, a nie agresję.
Świętujmy życie, zamiast je niszczyć. Żyjmy i dajmy żyć innym.