Za mną szalony tydzień zwieńczony weekendem w Gdańsku. W zasadzie piątkiem po południu i sobotą, bo niedziele spędziłam na podróży do domu. To był bardzo dobry weekend. Literacko-tłumaczeniowy.
W listopadzie wysłałam próbne tłumaczenie, żeby się zakwalifikować na warsztaty dal tłumaczy literackich, organizowane przez gdański Instytut Kultury Miejskiej. W między czasie zupełnie zapomniałam o całej sprawie, aż tu nagle w zeszły wtorek dostałam maila, że chyba coś nie tak z korespondencją poszło i czy dam radę być w sobotę w Gdańsku.
Szybkie decyzje i szaleństwo rezerwowania przelotu i przejazdu oraz hotelu. Tak opisałabym środę i czwartek. Wszystko się udało i już w piątek rano siedziałam w samolocie do Warszawy, a stamtąd szybki przerzut SKM-ką na dworzec i pociągiem dalej do Gdańska.
I tak oto spędziłam cały piątek na czytaniu, od śniadania z kolacją włącznie. Sobotę na dyskusjach tłumaczeniowo-literackich i czytaniu, a niedzielę na czytaniu i dyskusjach książkowych, jako że wieczorem miałam spotkanie mojej grupy czytelniczej.
Takich weekendów może jak dla mnie być więcej. Czytanie, tłumaczenie i dyskusje z tym związane dają mi niesamowite pokłady energii. Warsztaty były super, a myśl, że czekają mnie jeszcze dwa spotkania (jedno w lutym i jedno w marcu) wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Tak więc Blue Monday może mnie pocałować w nos.
Brzmi wybornie. Wspaniale spedzony czas ;)
LikeLiked by 1 person