Lody kawowe

Kiedy byłam jeszcze małą dziewczynka, chciałoby się powiedzieć z warkoczykami, ale to nie byłoby do końca prawdą, często jadaliśmy w domu lody cassate. Bloki lodowe z warstwami w różnym smaku. 

Jeździliśmy po nie do Hortex-u przy placu Konstytucji, a potem z zapakowanymi w dwa koce w bagażniku dużego fiata pędziliśmy do domu, żeby je zjeść posypane czekoladą i polane odrobiną adwokata. Jak ja lubiłam te lody. Później kupowaliśmy lody cassate u Dr. Oetkera na Marchlewskiego (obecnie Jana Pawła II), o ile pamięć mnie nie myli.

Bardzo długo były to moje ulubione lody zajadane w zaciszu domowym. Na drugim miejscu plasowały się lody kulkowe z Zielonej Budki, w okolicach kina Moskwa, na które chodziliśmy przy okazji wizyt u dziadków. A zaraz potem lody kulkowe na Starówce, w tej lodziarni koło Barbakanu. Szczytem marzeń były lody z automatu, ale mama zabraniała nam ich jeść.

Jednak w pewnym momencie, nie wiem czy może lody cassate nie były w sprzedaży, czy miała po protu taki kaprys, moja mama zaczęła robić lody sama. Lody kawowe. Z prawdziwą kawą, takie piegowate.

Bardzo je lubiłam i bardzo długo szukałam tego smaku. Pytałam się nawet mamy o przepis, ale nie pamiętała jak robiła te lody. Na szczęście z pomocą przyszła Nigella Lawson ze swoją książką Nigellissima. Trochę zmieniłam przepis i znalazłam smak, który mi odpowiada.

Składniki:

300 ml tłustej śmietany (może być 36%, ale podobno jest w polskich sklepach śmietana tortowa, która ma 48%)
175 gr mleka skondensowanego słodzonego
2 łyżki stołowe świeżo zmielonej kawy (jeżeli nie masz młynka to użyj kawy z nowo otwartej paczki)
2 łyżki stołowe likieru kawowego
2 łyżki stołowe grappy, albo wódki

Przygotowanie:

Wymieszaj wszystko mikserem do momentu tworzenia się małych czubków. Przełóż do plastikowego pojemnika i włóż do zamrażarki na co najmniej 6 godzin, a najlepiej całą noc.