
Od czasu do czasu ktoś zadaje mi pytanie o powrót do Polski. Do tej pory moja odpowiedź była zawsze taka sama „Nigdy nie mów nigdy”. Nie wiem jak potoczy się moje życie i nie wiem gdzie będę za 5 czy 10 lat. Ostatnio jednak coraz częściej mam ochotę odpowiedzieć zdecydowanym nie.
Dlaczego? Ano dlatego, że nie chcę mieszkać w kraju gdzie ludzie wzajemnie się nie szanują, gdzie inność wywołuje strach i za nim idącą agresję, gdzie obcokrajowcy to wielkie zło.
Tolerancja i szacunek to bardzo trudne pojęcia. Wychodzi też na to, że są szczególnie trudne w zastosowaniu w kraju katolickim, gdzie większość społeczeństwa jest wierząca i praktykująca. Ja się w takim razie pytam, gdzie w tej praktyce zgubiły się podstawowe wartości?
Czytam wiadomości z Polski i ściska mnie w żołądku. Ktoś podłożył świńskie mięso w Ośrodku Kultury Muzułmańskiej w Warszawie. Młody chłopak popełnia samobójstwo, bo jego inność wywołała falę nienawiści. Umiera młoda blogerka, a na jej stronie na FB pojawiają się hejterskie komentarze.
Nie rozumiem tego zachowania. Zresztą przyjrzyjcie się zdjęciom komentujących, widocznym w poście Kamila. Co widzicie? Bo ja flagę, która jest symbolem tolerancji. Milczeniem chciałabym pominąć komentarz studenta Politechniki, pokazujący jak widziane jest w Polsce wyłamywanie się ze standardowego życia.
Wrzucanie wszystkich do jednego worka to kolejna kwestia. „Wszyscy muzułmanie to mordercy” i temu podobne teksty pojawiające się w komentarzach pod wiadomościami powodują, że dreszcz przechodzi mi po plecach. Gdy inni mówią, że wszyscy Polacy to awanturnicy, pijacy i antysemici, oburzamy się, bo przecież tak nie wolno, ludzie są różni.
Argument „bo tam nie wolno by mi było wybudować katolickiego kościoła” też do mnie nie przemawia. Skoro twoja religia jest lepsza, to pokaż jej lepsze strony. Pokaż, że jesteś tolerancyjny i szanujesz ich wyznanie. Pokaż tą otwartość, której brak zarzucasz innym.
Szacunek i tolerancja nie oznaczają, że wszyscy się ze sobą zgadzamy. Oznaczają, że potrafimy żyć obok siebie, bez potrzeby przekonywania innych do naszych „świętych” racji. To naprawdę nie jest takie trudne.
Ja od dawna wiem, że nie chciałabym wrócić do Polski. Zawsze czułam się w Pl jak outsider i nadal się tak czuję. W Danii moje liberalne, laickie poglądy dzieli większość, także tu moi znajomi myślą tak jak ja. W Polsce to wciąż niestety mniejszość, nawet w dalszej rodzinie mam ludzi prezentujących poglądy świadczące o niedokształceniu i nietolerancji. Unikam z reguły Polaków w UK, bo mam dość przywiezionego z Polski nacjonalizmu i wycierania sobie gąb polską tolerancją, która należy do dalekiej przeszłości. Kiedy poznaję nową osobą, z ociąganiem przyznaję się do narodowości, bo ze względu na ogromną liczbę Polaków w UK, wielu Brytyjczyków zdążyło się zetknąć z Polakami, mówiących słabo po angielsku, żyjącymi w getcie, narzekającymi na to, że “muszą” funkcjonować w społeczeństwie, które nie jest homogeniczne kulturowo i wyznaniowo. Spotykam młode osoby, które na przykład są przeciwne adopcji przez pary tej samej płci, bo nie są w stanie myśleć samodzielnie i wyzwolić się od dogmy, którą im wbijano od kołyski. Czarno na białym widać, że daleko odeszliśmy od owej sławnej tolerancji: http://www.theguardian.com/world/2015/jul/02/poles-dont-want-immigrants-they-dont-understand-them-dont-like-them
W dodatku nawet ta mniejszość, która jest przeciwna dogmie, jest bierna. Każdy chce tylko mieć święty spokój, i choć po cichu jest zwolennikiem równości małżeńskiej czy aborcji na żądanie, nic nie robi, by zgraja bigotów przestała narzucać wszystkim swoje poglądy…
LikeLike
Tak Aniu, zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Podobnie to wygląda w Holandii. Ja też nigdy nie planowałam powrotu do Polski, z tych samych względów co Ty, ale równocześnie wyznaję zasadę “nigdy nie mów nigdy”. Po prostu nie wiem jak się potoczy moje życie. Niestety w tej chwili myślę, że co by się nie działo, zrobię wszystko, żeby nie wracać. Smutne to jest.
LikeLike
Dla mnie najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że ludzie, którzy najczęściej zabierają głos w komentarzach dotyczących różnych wydarzeń powielają jedynie to co gdzieś usłyszeli. Większość ludzi nie ma własnego zdania, nie jest w stanie przedstawić swojej własnej opinii na dany temat. Klepią co usłyszeli w telewizji albo na kazaniu. A potem jedni na drugich leją się pomyjami i bluzgają na prawo i lewo jakby to coś miało zmienić. A gdzie w tym wszystkim miejsce na normalną dyskusję?
LikeLiked by 1 person
Tej normalnej dyskusji brakuje w internecie. Bardzo łatwo jest obrażać innych, gdy nie stoi się z nimi twarzą w twarz.
LikeLike
Aniu, wczoraj oglądałam program o trolach w sieci (brytyjski), niestety to zjawisko powszechne, nie tylko w Polsce, komentarze są zwykle pod nieprawdziwymi nazwiskami (włamania na konta) no i jest to czysta prowokacja, po prostu jarają się tym, że ludzie się oburzają, im bardziej się oburzają, tym bardziej ich to nakręca.. Co do tolerancji w PL, no niestety, zaścianek (choć oczywiście nie wszyscy), ale to zdecydowanie walka z wiatrakami, jeszcze wiele lat upłynie zanim zmieni się mentalność, zwłaszcza w małych miejscowościach… cóż, ja już ani nie słucham wiadomości, ani tym bardziej nie czytam żadnych komentarzy czy artykułów, które mnie irytują.. i lepiej mi z tym :)
LikeLike
Magda, staram się też nie czytać, ale czasem nie da się tego uniknąć. I może dobrze. W sumie cieszę się, że mnie to oburza i nie jestem obojętna na krzywdę innych. Co do komentujących, to masz rację, anonimowość ułatwia prowokację i hejt, ale myślę, że wiele komentarzy jest jednak pod prawdziwymi nazwiskami (szczególnie na FB), ale te osoby pozwalają sobie na tak wiele tylko i wyłącznie dlatego, że są po drugiej stronie ekranu. Postaw ich z ofiarą ich ataków twarzą w twarz i inaczej będzie to wszystko wyglądało.
W Holandii, zresztą nie tylko tutaj, zdarzyły się już przypadki zwolnień z pracy za tego typu komentarze w mediach społecznościowych. Pracodawcy nie chcą być utożsamiani z takimi opiniami. I całe szczęście. Może w ten sposób ludzie nauczą się trochę internetowej kultury i ogłady.
LikeLike
zwolnienia z pracy – tak powinno być, a raczej od tego powinno się zaczynać.. w tym filmie mówili, że wprowadzili w WB prawo i można iść siedzieć za hejty, a ponieważ trudno to jednak udowodnić, na razie udało się skazać 2 osoby (za obraźliwe komentarze m.in. na stronach poświęconych zmarłym)… wyobrażasz sobie, że gościu siedział 6 m-cy, po czym wyszedł z więziania i robi to samo??? moim zdaniem Ci ludzie nie są normalni, dla mnie to przerażające po prostu :/
LikeLike
Mnie też to przeraża, ale jeszcze bardziej przeraża mnie obojętność ludzi na to wszystko.
LikeLike
och, jak ja to rozumiem! zawsze myślałam, że do Polski wrócę, bo tęsknię za rodziną, przyjaciółmi, po prostu ten kraj jest mi jakoś bliski. Jednak coraz częściej zastanawiam się, czy bym w Polsce wytrzymała. to jest po prostu przykre. myślę że takie niezrozumienie i nietolerancja wynika przede wszystkim z izolacji, jesteśmy zamkniętym narodem, co widać też w UK, o czym pisze @StilettoLady. bardzo to smutne jest.
LikeLike
Właśnie ta izolacja i zamknięcie mnie przerażają. Nie odnalazłabym się w tym.
LikeLike
Ja mam poczucie, że coś się teraz dzieje w Polsce, czego nie potrafię jeszcze nazwać. Chamskie wybryki czy hejtowe komentarze zawsze niestety były, a i tu (Holandia) się zdarzają dość często. Mam jednak poczucie, że są głośniejsze, liczniejsze i coraz bardziej chamskie, coraz agresywniejsze. Jakby było na to więcej przyzwolenia, albo jakby ludzie nagle nie wiedzieli, co z tym robić? Z dzisiejszej prasy: http://natemat.pl/148289,polski-ksiadz-wzywa-do-palenia-koranu-to-podzeganie-do-wrogosci-na-tle-wyznaniowym?utm_source=twitterfeed&utm_medium=facebook . Ico? Wygląda na to, że wszystko wolno, Radio Maryja może mówić wszystko zupełnie bezkarnie, debata w parlamencie o in vitro urąga wszelkiej przyzwoitości, wszystkie instytucje jakby bezradne wobec “obchodów niepodległości”, media publiczne nie zajmują stanowiska, tylko zapraszają “dla równowagi” (???) coraz bardziej egzotyczne osoby przedstawiające wyłącznie własne, skrajne poglądy jakby reprezentowały “uciskaną większość” społeczeństwa. O co w tym chodzi? Bo że coś się dzieje, to się całkowicie z Tobą zgadzam, Aniu!
LikeLike
Też bym chciała, żeby mi ktoś to wytłumaczył. Zupełnie nie pojmuję tego co się dzieje.
LikeLike
Gdy wyjeżdżałam z Polski wydawało mi się, że Polska jest bardzo zacofana, że edukacja jest na niskim poziomie, a ludzie nietolerancyjni. Gdy pomieszkałam chwilę we Wloszech szybko zmienilam zdanie. Nie jest tu AŻ tak źle. Zdarzają się potworne sytuacje, ale to nie kraj jest winny, nie narodowość a…wychowanie. A dwa, że w kazdej społeczności zdarzają się czarne owce – te niekulturalne, chamskie, ograniczone. W to gorąco chcę wierzyć, że te czarne owce są naprawdę pojedynczymi przypadkami :)
LikeLike
Ja zawsze mówiłam, że w Polsce wcale nie jest źle. Niestety ostatnie wydarzenia na scenie publiczno-politycznej mnie załamują. To nie jest kraj, w którym bym chciała mieszkać. Też bardzo bym chciała wierzyć, że te czarne owce to tylko pojedyncze przypadki, ale niestety obawiam się, że jest ogólne przyzwolenie społeczne na takie zachowanie. Tak jak mówi Franciszka w komentarzu.
LikeLike
Tolerancja, obawiam się, stała się jednym z kolejnych cliché – określeniem stanu akceptacji wybranych zjawisk bądź zachowań, w zależności od sytuacji, kontekstu, środowiska, przepisów, czasami lokalnych zwyczajów.
Na płaszczyźnie filozoficznej, wyrażanie niechęci pod adresem krytykantów pewnych religii, ras czy tendencji seksualnych jest właśnie nietolerancją, aczkolwiek wzniosłe przesłanie tolerancji sugerowałoby przyzwolenie na jakiekąkolwiek opinię. Tak, niestety, nie jest, nieprawdaż? Nie tolerujemy obrzydliwych trollów, mącicieli modnych, tolerancyjnych trendów.
Mówimy więc o życiu w harmonii, wsród wielu przekonań, bez wydłubywania sobie nawzajem oczu – niby bazalna potrzeba każdego człowieka. Tymczasem rozpiętość (czy nawet znaczenie) tolerancji zależy od wachlarza wpływów historycznych, ekonomicznych, religijnych, prawnych, kulturowych. Słowem, zjawisko niekoniecznie jest wynikiem naszych inherentnych (genetycznych) żądz czy walorów, bowiem czynniki zewnętrzne maczają palce w kreowaniu specyficznych poglądów (nazywa się to też inżynierią społeczną), korzystnych zresztą do osiągnięcia innych celów (np. poszerzania rynków zbytu).
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jestem człowiekiem tolerancyjnym – nie obchodzi mnie to, co inni robią bądź prawią. Istnieje jednak granica, po przekroczeniu której staję się doktrynerski. Chodzi mi o tych, którzy za wszelką cenę przekonują mnie do swojego punktu widzenia, myślenia, postępowania itd., czyli ilustrują stan swojej indoktrynacji, zatem absencję zdrowego rozsądku, a już definitywnie niepochlebność dla mojego światopoglądu. Im liczniejsze takowe grupy, tym silniejszy napór. Po osiągnięciu masy krytycznej, delikatna perswazja przemienia się w przymus, a wówczas tęsknię tylko do jednego: do życia wśród swoich, nawet największych nacjonalistów.
Jestem Europejczykiem: moją religią są postęp, kreatywność, TOLERANCJA, współistnienie, dalekowzroczność, uczciwość. Dopóki większość Europejczyków praktykuje powyższe wartości, dopóty „tolerancja” jest modnym hasełkiem. Nieuchronny obrót sentymentów (jak wielokrotnie udowodniła historia) następuje po doświadczeniu prawdziwego oblicza poprzednio tolerowanych, którzy w głębi serca mają inne koncepcje, do wykształcenia których potrzeba tysięcy lat (a nie skoku na inną szerokość geograficzną)…
Pominę delikatnie kwestię kontrastu nacjonalizmu polskiego z postrzeganą otwartością nacji Europy zachodniej. Żyjąc w RPA i doświadczając na własnej skórze, czym się kończy nieskończona tolerancja (kończy się nietolerancją ze strony poprzednio tolerowanych), marzę jedynie o powrocie do Europy. Czy można mnie za to winić?
Ostrożnie więc ze zdaniem na temat tolerancji, jakże relatywnego pojęcia… To tylko kwestia liczb (większości opiniotwórczej). Czasami jest to kwestia ilości promili we krwi – wielu Niemców upija się na wakacjach w Kapsztadzie, co kompletnie zmienia ich rozpiętość tolerancyjną (redukuje ją do tradycyjnych wartości, bardziej nam znanych…).
LikeLike
Chyba się nie zrozumieliśmy, a może to ja nie rozumiem Ciebie, Grzesiu. Mi chodzi o tolerancję wynikającą z szacunku dla innego człowieka. Poza tym, dla mnie, tolerancja oznacza wyrażenie zgody na życie obok siebie, bez zbędnej agresji w stosunku do tych, którzy są inni od nas. Szczególnie, gdy równocześnie głoszone jest, że “my” jesteśmy lepsi od tamtych. To nie jest tak, że ja nie toleruję tych, którzy mają odmienne zdanie od mojego, ja po prostu nie rozumiem ich zachowań, chamstwa i agresji wobec drugiego człowieka, który im nic nie zrobił, poza tym, że był obok.
LikeLike
Trochę namąciłem, jak to zwykle ja, ale nie do końca :)
Tytuł wpisu sugeruje nie dywagacje nad zwykłym zrozumieniem, a tolerancją (plus szacunkiem). Jest to właściwy tytuł. Przecież wyjeżdżamy z Polski nie dlatego, że nie rozumiemy, ale dlatego, że chcemy zmienić otoczenie, ponieważ nie tolerujemy braku szacunku, chamstwa, agresji itd. Ergo, tolerancja ma swoje granice. Gdybyśmy jeno nie rozumieli, to i byśmy nie wyjechali :)
Zachód oferuje niejako zwiększoną aprobatę, zbudowaną głównie na spokojniejszym i dostatniejszym życiu przez ostatnie dekady. Tym samym, Polacy niekoniecznie są aż tacy mściwi, jak to się wydaje. Po prostu, naród został spustoszony z jednostek, które mogłyby zmienić mentalność społeczeństwa (przechylić szalę na korzyść bardziej, powiedzmy, kulturalnego zachowania), ale te jednostki uciekły. Z kolei kraje, które nas przyjmują z otwartymi ramionami, na tym właśnie zbudowały przeciętnie większą tolerancję (na adopcji odpowiednich imigrantów). Nie są to więc nacje sensu stricto lepsze pod względem charakterologicznym, ale lepiej przesiewające narybek.
Chciałem tylko podkreślić, że tolerancja to pojęcie bardzo relatywne. Tolerancja może się zmienić w okamgnieniu, jak to widzieliśmy na przykładzie zamachu w Paryżu, gdzie miliony zaczęły pokazywać, że nie będą stać biernie wobec pewnym poglądom czy religiom. Demonstrowali wyraźną nietolerancję. W momencie zagrożenia rdzenia nacji, tolerancja znika jak kamfora, bowiem homo sapiens to nie jest jeszcze gatunek perfekcyjny. No, ale o to zaczniemy się martwić poźniej :)
Serdecznie pozdrawiam z Kapsztadu!
LikeLike
I teraz lepiej rozumiem co chciałeś powiedzieć, choć ja nie wyjeżdżałam z powodu jakichkolwiek braków w Polsce. :-) Tolerancja to pojęcie bardzo relatywne, jak mówisz, ale szacunek już chyba nie. :-)
LikeLike
Z Polski wyjechałam 3 lata temu, zatem stosunkowo “niedawno”, jednak moja tęsknota na początku była tak bardzo emocjonalna, że nie było w niej miejsca na obiektywne spojrzenie min.na opisywane przez Ciebie sytuacje.
Dziś jest już inaczej.
Polska to kraj gdzie mieszka moja najbliższa Rodzina i Przyjaciele, jednak coraz częściej otwieram oczy w ogromnym zdziwieniu, rozczarowaniu i szoku pełnym niesmaku, czytając o coraz to nowszych “rewelacjach”.
Podobnie do Ciebie Aniu, myślę “nigdy nie mów nigdy” jednak to trochę jakby nauczyć się biegać a wracać tam, gdzie się raczkuje …
LikeLike
Do perspektywy potrzeba czasu i poczucia, że w nowym miejscu jest się w domu. Przykre jest to, że tyle nas rozczarowuje w naszym rodzinnym kraju. Wolałabym patrzeć z podziwiem na dokonywane zmiany. Ech… może kiedyś.
LikeLike