Studia pisarskie, znaczy się pisać trzeba. Nie bez powodu się na nie zdecydowałam. Przecież ja chcę pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Od kilku dni codziennie gapię się w monitor, na przemian z kartką papieru. I nic. Pustka. Cisza. No nie zupełnie cisza.
W mojej głowie siedzi głos. Mój drogi wewnętrzny krytyk. Mój przyjaciel i wróg równocześnie. To on szepce mi do ucha, że mój pomysł jest beznadziejny, a tekst na pewno się nie spodoba, że to wszystko nie jest warte nawet złamanego grosza.
Dzisiaj rano, jak co dzień od prawie dwóch tygodni, siadam przy biurku. Znowu gapię się za okno i od czasu do czasu spoglądam na ciągle pustą kartkę. „Napisz cokolwiek” – mówię sama do siebie – „Lepiej napisać coś beznadziejnego, niż nic.” Walczę ze sobą i z myślami. W końcu przykładam pióro do papieru. Piszę. Cokolwiek.
Zanim się obejrzałam zapisałam dwie strony. Może nie ma tam nic wartościowego, ale może znajdę tam coś, z czym będę mogła dalej pracować. Kto wie?
Na brak weny najlepszy spacer. Szkoda tylko, że na brak czytelników nie ma lekarstwa.
LikeLike
Czytelnikami jeszcze się nie martwię. Mam nadzieję, że przyjdzie na to czas. :)
LikeLike