Subiektywny alfabet emigracyjny: L jak lubię to

DSC00762

„Emigracja zmienia ludzi.” Nie wiem ile razy to słyszałam. Emigracja nie zmienia ludzi. Emigracja daje szansę. Szansę na nowy początek, na zmianę, na poznanie siebie. I ja z tej szansy czerpię pełnymi garściami. Emigracja, a raczej wyrwanie się ze znanego mi otoczenia, pozwoliło mi na zobaczenie siebie z innej perspektywy.

Oczywiście to nie jest tylko zasługa zmiany otoczenia. To w dużej mierze zasługa mojego męża. Mam obok siebie kogoś, kto we mnie wierzy, kto mnie wspiera i codziennie pomaga przeskakiwać przez przeszkody.

Mam buntowniczą naturę. Chyba nigdy nie szłam ścieżką wyznaczoną oczekiwaniami innych. To nie był bunt przeciwko komuś, to był bunt przeciwko wpychaniu mnie do szufladek. Niestety buntownicza natura nie jest na tyle silna, żeby zwyciężać z niepewnością siebie, a tej również nigdy mi nie brakowało.

W Holandii od początku buntowałam się przeciw wciskaniu mnie w szufladkę imigrantki zarobkowej z Polski, ewentualnie z kraju bloku wschodniego (Tak, wiem, że blok już od dawna nie istnieje, ale powiedzcie to Holendrom). Nie chciałam posłuchać „dobrej rady” dziewczyny z Polski, którą poznałam niedługo po przeprowadzce: „Nie myśl, że tutaj wrócisz do zawodu. Najlepiej pójdź sprzątać.”

Zbuntowałam się, nauczyłam języka, znalazłam pracę na lotnisku, w oczekiwaniu na nabór do linii, a potem wróciłam do latania. I to właśnie ten bunt zaprowadził mnie dalej. To właśnie dzięki niemu zdałam sobie sprawę, że latanie to nie to. Przecież miałam kiedyś inne marzenie, tylko wtedy niepewność siebie zwyciężyła.

Przestałam latać, poszłam na studia, jedne, drugie, kolejne. Obecnie pracuję w bibliotece, piszę, uczę się, tłumaczę, bloguję. Żyję życiem, które sobie wymarzyłam. I nie obchodzi mnie to, że w zasadzie nic na tym nie zarabiam. Powoli dążę do celu, który codziennie się przybliża. Wierzę w to święcie, bo dzięki zmianom, które we mnie zaszły, dzięki wyrwaniu się z bezpiecznego otoczenia i dzięki ogromnemu wsparciu A., nabieram co raz większej pewności siebie. Przekłuwam bunt na walkę o swoje marzenia, o życie, które sprawia, że czuję się spełniona.

Lubię siebie emigracyjną. Lubię swoje życie w Holandii. Lubię to, jak się zmieniam.

 

Jeżeli chcecie poczytać o emigracji z innej, alfabetycznej, perspektywy, zajrzyjcie na blogi moich koleżanek z Klubu Polek na Obczyźnie. Spis znajdziecie tutaj

11 thoughts on “Subiektywny alfabet emigracyjny: L jak lubię to

  1. To mamy nieco podobna nature:) Ja tez jestem buntownicza, niezalezna i nie wierze w schematy ani “dobre rady”. Tylko w PL to jest raczej powazny zbior wad niz zalet;) Moze i ja dojrzeje do emigracji? Rozwazam ja w myslach od dosc dawna, nawet na zasadzie proby i wyjazdu na troche. Zobaczymy co z tego wyniknie.

    Ciesze sie, ze idziesz swoja droga oraz ze masz wsparcie. Znacznie trudniej jest dokonywac zmian nie majac nikogo. Jestem ciekawa dokad Cie to zaprowadzi:)

    Like

    1. Ja też jestem ciekawa dokąd mnie to zaprowadzi. Chyba to jest w tym wszystkim najfajniejsze.
      A co do emigracji, to nie koniecznie musisz zmieniać kraj zamieszkania, chociaż polecam każdemu, choćby na trochę. Może wystarczy zmienić miasto? Tu bardziej chodzi o zmianę otoczenia, niż kraju. :)

      Like

    1. Bardzo Ci dziękuję, Czaro! Jest mi ogromnie miło słyszeć to od Ciebie.
      A sprzątanie nie hańbi, tyle że ja nie jestem w tym dobra. Poza tym tu chodziło o to, że ja nie powinnam mieć ambicji na coś lepszego, jako świeża emigrantka. A ja uważam, że zmiana miejsca zamieszkania nie jest powodem do zaniżania swoich możliwości. :)

      Like

  2. Taka emigracja, to najpiekniejsza emigracja, jaka sie moze przydarzyc. nawet, gdy na poczatku jest ciezko i szaro, a po drodze morze lez. A sukces na obczyxnie smakuje podwojnie, wiem, co mowie, bo sama mieszkam w “obcym” kraju i wiem, ile trzeba, by ulozyc sobie “tutaj” zycie i osiagac sukcesy.
    Tak trzymaj, Aniu!

    Like

Comments are closed.