Subiektywny alfabet emigracyjny: N jak Nieuwkoop

IMG_3923

Nieuwkoop – wieś, a raczej małe miasteczko, w którym wychował się mój ulubiony mąż. To właśnie tam przeprowadziliśmy się po paru miesiącach mieszkania w Amsterdamie. Wylądowaliśmy w samym środku „zielonego serca Holandii”, pomiędzy jeziorami.

Kiedy skończył się czas wynajmu mieszkania w Amsterdamie, szukaliśmy czegoś innego. Jednak ceny w stolicy Holandii są przerażające, a stan mieszkań jeszcze gorszy. Czas uciekał, a my musieliśmy gdzieś mieszkać. Postanowiliśmy przeprowadzić się na czas poszukiwań do teściów, do Nieuwkoop.

Myśleliśmy, że zostaniemy tam miesiąc, może dwa. Przecież w końcu znajdziemy coś do wynajęcia. Jednak wszystko ułożyło się zupełnie inaczej. Z oglądania mieszkań do wynajęcia przeszliśmy na oglądanie mieszkań do kupienia. Z Amsterdamu do Haarlemu. Z dwóch miesięcy zrobiło się siedem.

Początki w tej pięknej scenerii nie były dla mnie łatwe. Oddalona od świata i szkół językowych zapadałam się w sobie. Ogarniał mnie strach, że nie znajdę w Holandii swojego miejsca, nie nauczę się języka i nie będę miała pracy.

Na szczęście determinacja zwyciężyła i zaczęłam dojeżdżać na kurs językowy do Amsterdamu. Zajmowało mi to półtorej godziny w jedną stronę. Najpierw autobus do Amstelveen, a stamtąd metro do centrum Amsterdamu. W podróży czytałam, odrabiałam zadania domowe i rozmyślałam nad przyszłością.

Powoli odnajdowałam się w moim nowym świecie. Teściowie i mąż mnie wspierali i pomagali jak mogli. Życie w Nieuwkoop było spokojne. Kurs językowy trzy razy w tygodniu, siłownia trzy razy w tygodniu, spacery, dużo czytania i wspaniałych rozmów do późnych godzin nocnych.

Mimo że mieszkanie z teściami było bezkonfliktowe i świetnie się dogadywaliśmy, bardzo się ucieszyłam z przeprowadzki do Haarlemu. Wreszcie mogłam zacząć szukać pracy, poznać nowych ludzi i zacząć układać sobie tę emigracyjną przygodę.

3 thoughts on “Subiektywny alfabet emigracyjny: N jak Nieuwkoop

Comments are closed.