Subiektywny alfabet emigracyjny: P jak przyjaźń

photo-1446569971295-057569541991
Zdjęcie: Cristina Cerda | Unsplash

Przyjaciele. Ludzie, którzy znają nas od podszewki. Potrafią poznać po naszych oczach, że coś jest nie tak, albo że jesteśmy szczęśliwy. Ludzie, którzy znają nas tak długo, że pamiętają nasze wszystkie miłości, porażki i sukcesy. Ludzie, którzy wiedzą kiedy nas przytulić i kiedy nas ochrzanić. Przyjaciele, najbliżsi naszemu sercu, bo razem tyle przeżyliśmy.

Przeprowadzki mają to do siebie, że zostawiamy za sobą wiele i wielu. Ulubione ławeczki w parku, ulubione kawiarnie i restauracje, ulubione miejsca na piknik, rodzinę i naszych ulubionych ludzi – naszych przyjaciół.

W moim przypadku była to spora grupa. Znamy się od lat. Z niektórymi wychowałam się na jednym osiedlu, innych poznałam w liceum i w pracy. Grupa ludzi, z którymi  z którymi konie kradłam, wypijałam straszne ilości herbaty i alkoholu, z którymi przetańczyłam nie jedną noc. Ludzi, z którymi razem się śmialiśmy i razem płakaliśmy.

Zostawiałam ich z ciężkim sercem, bo wiedziałam, że nigdzie tego nie znajdę. Nikt nie będzie mnie znał tak jak oni, nikt nie będzie mnie rozumiał tak jak oni. Dorastaliśmy w takich samych okolicznościach przyrody, razem obserwowaliśmy zmiany, razem się zmienialiśmy.

I ta jedna najważniejsza osoba w tym wszystkim, moja ukochana L. To za nią tęsknię najbardziej, nawet teraz, po prawie jedenastu latach w Holandii. To jej mi tutaj nikt nie zastąpi. Nikt nie zrozumie tyle, ile ona potrafi zrozumieć.

I jeszcze M., też na emigracji. Też daleko, a jednak tak blisko. Rozpozna każdą zmianę w moim głosie, zrozumie każde spojrzenie. To z nią dzielę emigracyjne bolączki.

Tutaj też mam grupę przyjaciół. Wiem, że mogę na nich liczyć, że razem wypijemy jeszcze morze herbaty i innych napojów. Jednak przyjaciele poznawani w dorosłym życiu, to nie to samo. Nie znają mnie tak, jak moja warszawska grupa, nigdy nie zrozumieją pewnych spraw.

Te przyjaźnie są inne, dojrzalsze, mniej narażone na wybuchy. To przyjaźnie, w których ciągle się wzajemnie odkrywamy. Oni ciekawi mojej przeszłości, a ich. Mimo, że znamy się już kilka lat, ciągle czerpiemy z siebie nowe informacje, ciągle się siebie uczymy.

Nie ma gorszych czy lepszych przyjaźni. One są po prostu różne. Z jednych wyrastamy, a inne budujemy. W kraju, na emigracji, w miejscu skąd pochodzimy i tam gdzie się znaleźliśmy, wszystkie przyjaźnie są tyle samo warte.

2 thoughts on “Subiektywny alfabet emigracyjny: P jak przyjaźń

Comments are closed.