Projekt 40. Tydzień 6.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Tydzień, w którym plan poszedł własną drogą. Zaczęło się w poniedziałek, kiedy to na samą myśl o wsiadaniu na rowerek stacjonarny odechciewało mi się wszystkiego. Po powrocie z pracy siedziałam więc na kanapie, zajadałam się bananem i myślałam co z tym fantem zrobić. Odpuścić? Przesunąć dzień odpoczynku z soboty na poniedziałek? A może się znowu przymusić, wybrać sobie książkę i przemęczyć się te 45 minut?

Po paru minutach przyglądania się skórce po bananie doszłam do wniosku, że tak w zasadzie to ja mam ochotę na Chodakowską. Zaskoczyłam samą siebie, podniosłam ciężki tyłek z kanapy i ruszyłam na górę, ciągle rozkminiając jak to jest możliwe, że mam ochotę na te męczarnie. Szczególnie, że za każdym razem przychodzi mi do głowy to samo pytanie.

Machnęłam więc Ekstra Figurę. Bardzo lubię ten program, zawsze dodaje mi energii.

We wtorek obudziłam się zmęczona do imentu, bo prawie nie spałam. Mimo że jest to normalnie mój dzień wolny, musiałam rano pojawić się w pracy na zebraniu. Na szczęście trwało ono tylko godzinę i zaraz po nim popędziłam do domu i zakopałam się pod kołdrą z postanowieniem godzinnej drzemki na poprawę samopoczucia. Obudziłam się po trzech godzinach, rozespana, rozmemłana i z niechęcią do aktywności fizycznej. Ruszyłam więc na spacer, bo jedyne co mnie mogło uratować to świeże powietrze. Połaziłam godzinę po okolicy i wróciłam do domu odświeżona i zdecydowanie rozbudzona.

Środa to rowerek stacjonarny, czwartek – Skalpel, który jest cięższy niż się wydaje, a w piątek znowu rowerek. Sobota była pod znakiem totalnego lenistwa. Dopiero pod wieczór zwlokłam się z kanapy i pojechałam do koleżanki na kolację. W sumie to ładna przejażdżka rowerowa, bo zajęła mi 25 minut w jedną stronę.

Niedziela była najtrudniejszym dniem w tym tygodniu. Pogoda była piękna, a śniadanie w słońcu, z książką, rozleniwiło mnie totalnie. Przemykały mi przez głowę myśli o darowaniu sobie treningu, bo przecież czasami trzeba sobie odpuścić, pozwolić na dodatkowy odpoczynek. Przecież nic się stanie jak czasem nie wykonam planu.

Zaraz potem rozsądek wziął górę. Znam siebie dosyć dobrze i wiem, że jak raz odpuszczę, to potem będzie mi to przychodziło co raz łatwiej. W tym tygodniu będzie to jeden dzień, a w następnym dwa. A potem wiadomo, równia pochyła.

Przestałam skupiać się na krokach. Nadal próbuję zrobić 10 000 kroków dziennie, ale nie przejmuję się jeżeli mi się nie uda. Jak na razie średnia tygodniowa jest dobra i tego mam się zamiar trzymać.

3 thoughts on “Projekt 40. Tydzień 6.

Comments are closed.