Projekt 40. Tydzień 7.

IMG_7948

Pierwsze dni tygodnia były świetne, miałam wrażenie, że wszystko przychodzi mi łatwiej i mogę więcej. W poniedziałek miałam zebranie w pracy, w Hillegom. Pojechałam tam na rowerze – 45 minut, a potem stamtąd do swojego oddziału – godzinę. W ten sposób miałam trening w godzinach pracy i w domu mogłam odpocząć. Nastawiło mnie to bardzo pozytywnie do tego tygodnia.

W czwartek, kiedy przyszedł czas na rowerek stacjonarny okazało się, że poniedziałkowe przejażdżki i dwa (a w zasadzie trzy) dni Chodakowskiej dały mi się we znaki. Ciężko mi było okropnie i przy osiemnastu minutach do końca chciałam zejść i położyć się na kanapie. Pomyślałam jednak, że jak wytrzymam jeszcze 8 minut, to będę miała 35 zrobione. Potem dołożyłam jeszcze 5, do okrągłej 40. I koniec końców machnęłam też ostatnie 5 minut.

To właśnie wtedy doszłam do wniosku, że przecież mój tydzień sportowy nie zaczyna się wcale w poniedziałek, tylko w niedzielę. Sobota to dzień odpoczynku, a potem od niedzieli do piątku codziennie ćwiczę. Nic dziwnego, że w czwartek nogi mi się zbuntowały.

Po piątkowym spacerze do pracy, w sobotę obudziłam się z ciężkimi nogami i cieszyłam się jak dziecko, że mam w planach odpoczynek i cały dzień czytania. Zasłużyłam sobie na to w tym tygodniu szczególnie.

W niedzielę nogi jeszcze mi nie odpuściły, zrobiłam więc trening na górną część ciała – Model Look. To przyjemny trening, trochę relaksujący, choć wcale nie najprostszy.

IMG_7947

Robienie 10 000 kroków wychodzi mi całkiem nieźle od poniedziałku do piątku, w weekendy jest z tym gorzej. Czasem udaje mi się zrobić sporo więcej, tak jak w zeszły piątek i tak sobie myślę, że to bardzo ładnie kompensuje weekend.

2 thoughts on “Projekt 40. Tydzień 7.

  1. I super, trzymam kciuki! Ja tak z jogą mam – 4 razy w tygodniu. Najpierw było trudno, bo umysł trzeba zmusić, a teraz… lecę radośnie, chociaż czasem łapie chandra. Niemniej jednak chandra nie powoduje rezygnacji! Nie daj się! :)

    Liked by 1 person

Comments are closed.