
Skoro tutaj wróciłam, to wypada też podzielić się refleksjami z projektu 40. Bywa różnie przez te trzy miesiące kiedy nic ode mnie nie słyszeliście. Były tygodnie pełne ćwiczeń z Chodakowską i były takie, kiedy rowerek stacjonarny był maksymalnym wysiłkiem na jaki mnie było stać. To był trudny dla mnie okres i odbiło się to na treningach, niestety.
W czerwcu, zaczęłam chodzić do pracy. Od drzwi do drzwi to jakieś czterdzieści pięć minut. W pracy też się sporo ruszam i potem powrót. Dawało mi to około 14 000 kroków dziennie, cztery razy w tygodniu. W połączeniu z rowerkiem stacjonarnym był to niezły wynik dzienny.
Jak pisałam w poprzednim poście zmieniłam stanowisko pracy (od dzisiaj) i oddział, w którym pracuję. Mam pod sobą trzy oddziały i do jednego mogę chodzić, ale do dwóch pozostałych muszę jeździć na rowerze, bo są za daleko. Zresztą nie będę mogła chodzić codziennie, bo czasem będę się musiała przemieszczać pomiędzy oddziałami i potrzebuję do tego roweru.
W zeszłym tygodniu zupełnie sobie odpuściłam i zrobiłam sobie tydzień lenia. Tydzień kończący pracę na poprzednim stanowisku i w poprzednim oddziale. Od dzisiaj zaczynam wszystko nowe, nowe stanowisko, nowy oddział i powrót do Chodakowskiej.
Ale jak z moją kondycją?
Jest dobrze. Co raz lepiej. Widzę wyraźną poprawę. Pierwsza piesza wycieczka do pracy zakończyła się zakwasami jak ta lala, a teraz mogłabym tak chodzić i dwie godziny. Schody, podbieganie, ćwiczenia wysiłkowe – wszystko to sprawia mi dużo mniej problemów. Widzę sens tego co robię i to mi daje siłę do dalszych wyzwań.
Brawo Ty i gratuluje zmian w pracy
LikeLiked by 1 person
Dziękuję. :)
LikeLike