W październiku pojechaliśmy na długie wakacje. Trzy tygodnie łazikowaliśmy po Kalifornii. Sequoia National Park nie miał dla nas tajemnic po kilku dniach wędrówek, Kings Canyon zaskoczył mnie przepięknymi widokami w najmniej oczekiwanych momentach. I choć niedźwiedzie widzieliśmy tylko z samochodu, spotkaliśmy na drodze kilka innych dzikich zwierząt.
Po powrocie z ogromnym zapałem chciałam dalej chodzić, bo okazało się, że to dla mnie najlepszy sposób na znalezienie spokoju i równowagi. Po kilku godzinach łazikowania wśród drzew oddycham spokojniej, a w mojej głowie pojawia się przestrzeń. A do tego wspomaga to moją drogę do świetnej formy.
I właśnie wtedy przyszedł kaszel. Uporczywy, duszący, wywołujący ból w klatce piersiowej, głowie i plecach. Tak jeszcze nie miałam. Po dwóch i pół tygodniu męczarni, kiedy już nie mogłam głębiej nabrać powietrza, poszłam do lekarza po pomoc. Leki pomogły, wszystko zaczęło się uspokajać i już zaczęłam patrzeć z nadzieją na buty do wędrówek kiedy na nogach pojawiły mi się dziwne wykwity.
Jakby guzki, czerwone, ciepłe, bolesne. Ale to nic, myślałam, że to reakcja na antybiotyk i samo przejdzie. Dopóki, po kilku dniach, nie byłam w stanie chodzić, bo tak mnie bolały nogi.
Wizyta u dermatologa, badania, kolejne leki i po tygodniu wyraźna poprawa. Wygląda to na reakcję na stan zapalny i infekcję, trzeba przeczekać. Z opaskami uciskowymi od palców stóp do kolan mogę normalnie funkcjonować. Według lekarza mogę wszystko normalnie robić.
Wskakuję więc na rower i pędzę do pracy, cały dzień śmigam po bibliotece, załatwiam sprawy, rozmawiam o nowych możliwościach współpracy. Pracuję, pracuję, pracuję. Dużo siedzę, sporo chodzę, trochę stoję. Przed wyjściem do domu zaczynam już się zastanawiać, który program Chodakowskiej zrobię w ten weekend.
Wieczorem nowe wykwity, bolesne i czerwone. Bolą mnie kolana i kostki. Zdecydowane pogorszenie sytuacji.
Odpoczywam więc w ten weekend. Siedzę z nogami do góry i nadzieją, że w poniedziałek znowu będzie lepiej.
Przerwa w projekcie mnie trochę zasmuca. Zostało mi pół roku. Mało. Mam nadzieję, że w styczniu ruszę z przytupem.
Potrzymajcie trochę kciuki za poprawę sytuacji.
wspaniale, mam w planach wyprawe do USA, ale na razie w odleglych planach:)
LikeLiked by 1 person
mam nadzieje ze klopoty ze zdrowiem przeszly
LikeLike
Przeszły, dziękuję.
LikeLike