Czwartek, godzina piętnasta

Początki ładnie pachną, świeżością, trochę nowym samochodem. Jesteśmy pełni zapału i widzimy przed sobą świetlaną przyszłość, jedno wielkie pasmo sukcesów. Od teraz będzie inaczej, lepiej, ładniej, bardziej kolorowo. Jesteśmy na dobrej drodze i nagle, zupełnie niespodziewanie, życie wchodzi nam w drogę. Kot rzyga co godzinę, a przyjaciółka dzwoni, bo potrzebuje się wygadać. Teraz to już nie ma sensu dalej się tym zajmować, myślimy i włączamy Netflixa. Jutro przecież też jest dzień. A jutro znowu dzwoni przyjaciółka, zaczyna chorować pies albo kanarek, a my kończymy na YouTubie, oglądając filmy o kotkach. Przecież zawsze możemy zacząć od poniedziałku. I to właśnie wtedy okazuje się, że jutro to nie ten dzień i zgubiliśmy poniedziałek. Nawet nie wiemy kiedy mijają kolejne miesiące, a my mamy poczucie, że przebimbaliśmy ten rok.

To co nas często ogranicza w zaczynaniu do nowa, to nasze myślenie o początku. Zaczynamy od poniedziałku, od pierwszego, od nowego roku. A gdybyśmy tak zagięli rzeczywistość? Bo czy środa musi oznaczać, że jesteśmy gdzieś w połowie? Przecież możemy postanowić, że jest to po prostu nowy dzień i znaleźć w niej idealny początek.

Specjalne daty wydają nam się magiczne. Potrafimy znaleźć w nich energię, siłę do zmian i odwagę na pierwszy krok. Myślimy, że tak już będzie zawsze, a potem… patrz pierwszy paragraf.

Jeżeli jednak nie ograniczymy siebie specjalnymi datami, możemy mieć tych początków nieskończenie wiele. Sami możemy zdecydować, kiedy jest dla nas ten moment. Nie musimy czekać na urodziny, święta, poniedziałki czy powrót z wakacji. Nasz początek, nasze momentum, może być równie dobrze w czwartkowe popołudnie o piętnastej. Czemu nie?

11 thoughts on “Czwartek, godzina piętnasta

  1. No dobrze, to znaczy zgadzam się. Ja ciągle zaczynam od nowa. Tak się nawet kiedyś mój blog w podtytule nazywał. Tylko czy to jest dobre, zdrowe, normalne? Że musimy właściwie ciagle od nowa, że cholera nie wychodzi nam za pierwszym, a czasem i za dziesiątym razem? Jak to opanować?

    Like

  2. Niektórzy tak przeżywają życie:-) A potem się okazuje, że albo jesteśmy za starzy, albo na coś już za późno. Dlatego trzeba żyć tu i teraz, marzyć, nie myśleć, że jutro, bo jutro przecież może w ogóle nie nadejść. Różnie to bywa.

    Liked by 1 person

      1. Oj tak, ale też lubimy wpadać w pesymizm i przesadę. Ja sama mam z tym problem, ale staram się nie popadać w skrajności:) Blog pomaga:-)

        Liked by 1 person

  3. Nauczylam sie nie planowac juz nic .Kazdy Nowy dzien to dla mnie nowy poczatek .Zyje sie mi latwiej z takim podejsciem ,,byc moze ten stan jest tylko przejsciowy bo tak naprawde To zawsze lubilam miec wszystko zaplanowane i dopiete .Stan w ktorych teraz jestem nie pozwala mi na to ,zyje w jakies zawieszeniu juz ponad rok I przeslizguje sie po powierzchni aby nie zatonac

    Like

  4. Zgadzam się, myślę ze jest to trochę tak ze czasem się boimy tych początków, zmian, wyjścia z tej słynnej już “strefy komfortu”, więc podświadomie wyszukujemy sobie wymówki, i takie odkładanie na później daje nam, złudne i chwilowe, poczucie spokoju.
    Bo może lepiej nie zaczynać? A co jak się nie uda? Czasem nic nie robienie wydaje się lepsze od porażki.
    Dlatego albo planujmy konkretnie, i trzymajmy się tego, albo, może w niektórych
    wypadkach tak lepiej- żyj tu i teraz, jak masz wolną chwilę to zrób to co chcesz, a nie planuj tego na przyszły miesiac ;)
    Pozdrawiam

    Liked by 1 person

Comments are closed.