Widoczność a bycie sobą

Spędzam kilka cudownych, spokojnych dni w przepięknym Peak District i choć bardzo chcę się oderwać od codzienności, to nic mi z tego nie wychodzi. Codziennie myślę o widoczności mojego biznesu, o mojej coachingowej przyszłości, o pisaniu i, najważniejsze, jak to robić będąc sobą.

Wiem, że jestem dobrym coachem, wiem, że mogę pomóc wielu ludziom, ale nie wiem jak to zrobić, żeby Ci ludzie się o mnie dowiedzieli. To znaczy wiem, ale nie mogę przełamać wewnętrznego oporu.

Nie lubię krzykliwego marketingu, nie pasuje do mnie ogłaszanie wszem i wobec jaka jestem świetna. Jednak chcę pomagać innym, chcę być widoczna, chcę też zarabiać i sprzedawać.

Muszę znaleźć w tym siebie, swoją drogę, ale jednocześnie muszę przełamać pewne opory. Mam problem z pokazywaniem siebie, z mówieniem do kamery (na przykład na Instastories), z powtarzaniem „mam produkt taki i taki, kupisz?”. Wiem, że to ważne, że jak chcę czegoś dokonać, to muszę się przebić przez wstyd i kompleksy, przez warstwę ochronną.

Miałam kilka dni załamania, tupałam nóżkami, biadoliłam, że się nie nadaję, aż wreszcie trochę sobie popłakałam. Nie byłabym jednak sobą gdybym na koniec nie zaczęłam myśleć o rozwiązaniach. Poszukałam więc pomocy, zapisałam się na dwa kursy do dwóch coachów, których pracę i sposób bycia widoczną bardzo szanuję i będę się uczyć, próbować, eksperymentować. Jeśli obserwujesz mnie na Instagramie, to już niedługo zauważysz tam pierwsze próby. Muszę przyznać, że mam nadzieję na małe wsparcie.

Bycie sobą to czasem najtrudniejsze zadanie, szczególnie w dobie mediów społecznościowych i ciągłej możliwości porównywania się do innych, odnoszących sukces osób. Mimo wszystko mam w sobie wystarczająco dużo zaparcia, żeby robić swoje, po mojemu, być sobą, bo nikt inny mną być nie może.

Jak mówią mądrzy ludzie, zawsze jest gdzieś ktoś, kto czeka właśnie na ciebie. I tego się będę trzymać.