Nie odnajduję się ostatnio na Instagramie. Nie do końca wiem o co biega, ale mam gdzieś poczucie, że tam nie pasuję, że coś się nie zgadza. W ostatnim newsletterze Helen Redfern linkowała do tego tekstu i coś w tym jest. Instagram powoduje, że ciągle szukam przynależności, że chcę się wpasować w akceptowalne ramy. I to wszystko wyciąga ze mnie energię.
Nie chodzi mi o to, że Instagram jest zły. Zupełnie nie. Nadal bardzo lubię to medium. Chodzi mi o to, że dałam się zapędzić w szukanie ideału, w strategie wzrostu, gonitwę za polubieniami i nowymi obserwatorami. Ze wszystkich stron słychać, że wzrost jest ważny, że trzeba robić tak czy siak, żeby mieć to czy tamto. Pozwoliłam tym głosom wpływać na moje postrzeganie siebie.
Dochodzę do wniosku, że słuchanie instagramowych specjalistów źle na mnie wpływa. Strategiczne myślenie o medium społecznościowym wywołuje u mnie stres. A przecież nie tego tam szukam.
Ja chcę się tylko dzielić historiami, moimi życiowymi przemyśleniami, tym co czytam, co mnie zajmuje, zaciekawia.
Wcale nie chcę strategicznych działań, ani miliona obserwujących, nie szukam popularności. A jednak udało się komuś mnie przekonać, że to jedyna słuszna droga.
Siedzę więc i rozmyślam nad swoją bytnością w internecie, nad tym jak chcę, żeby ona wyglądała. Gdzie chcę być więcej, a gdzie mniej. Co wspiera to kim jestem i kim chcę być. Nie wiem co z tych rozmyślań wyniknie, ale wiem jedno. Jedyna droga, którą chcę podążać, to moja droga. Nawet jeżeli będzie bardziej kręta.
One thought on “Instagram i ja”
Comments are closed.