W Holandii dzisiaj wieczorem zaczynamy częściowy lockdown. Co to oznacza? A no, że restauracje i kawiarnie muszą zamknąć swoje drzwi, że amatorskie zawody i mecze sportowe są odwołane, że mamy spędzać jak najwięcej czasu w domu, jak najmniej się wzajemnie odwiedzać, nosić maseczki, pracować z domu jeżeli możemy, zakaz sprzedaży alkoholu po godzinie 20 jak również posiadanie i spożywanie alkoholu po tej godzinie w miejscu publicznym.
Co czuję? Nic. No może trochę (dużo) wściekłości na ludzi, którzy nie stosują się do zasad. Bo maseczki są be, bo muszą się spotkać ze znajomymi, bo jak nie wyjadą raz na wakacje to świat się skończy, bo ten wirus to przecież taka grypa, bo nie wiem co jeszcze.
A personel medyczny codziennie wystawia się na ryzyko, żeby pomóc tym co chorują. Personel medyczny będzie znowu przepracowany, przemęczony, będą musieli podejmować decyzje jakich nikt nie chce podejmować, regularna opieka medyczna znowu będzie miała opóźnienia, co w niektórych przypadkach może kogoś kosztować jego życie.
Ale nie, nie stosujmy się do zasad, bo jesteśmy nimi zmęczeni. Bo tak trudno jest nam siedzieć w domu. W cieple, pod dachem, z możliwościami współczesnej techniki. Dopóki ten problem (wirus) nie dotyka nas albo naszej rodziny to wszystko jest w porządku.
Chciałabym tych, co tak myślą, wysłać na jeden dzień na OIOM pełen pacjentów z COVID-19. Niech oni podejmują decyzję kto dostanie tlen, a kto nie. Niech oni mówią rodzinom, że nie, nie udało się uratować ich ukochanej osoby, bo nie wystarczyło aparatury. A nie starczyło dlatego, że tak trudno im było siedzieć na dupie w domu, a w sklepie założyć maseczkę.
Więc proszę Was bardzo, siedźcie w domu dla tych, którzy zostać w domu nie mogą.