Przeprowadzki zmieniają życie

Rzucanie wszystkiego i wyjeżdżanie w Bieszczady rzadko przynosi oczekiwaną ulgę i rozwiązanie problemów. Powód jest prosty, nie możemy uciec od własnej głowy, a to tam siedzą nasze myśli, które sterują naszymi uczuciami, a te z kolei naszymi zachowaniami.

Są jednak takie momenty w życiu, że zmiana jest potrzebna i jest ona jedynym słusznym rozwiązaniem. I jak już o wyjazdach mówimy, to w moim przypadku dwie przeprowadzki były najsilniejszymi motorami zmian i odnajdywania siebie.

Pierwsza, ta sprzed piętnastu lat, do Holandii. To ta przeprowadzka pozwoliła oderwać mi się od spełniania oczekiwań innych (co zresztą nigdy mi nie wychodziło). To ta przeprowadzka spowodowała, że wsłuchałam się w siebie, że zaczęłam przyglądać się swoim potrzebom, marzeniom i pragnieniom. Przestałam zamiatać je pod dywan, z myślą, że może kiedyś, ale teraz to nie jest dobry moment.

Skoro przeprowadziłam się do nowego kraju, zaczęłam mówić i żyć w nowym języku, to mogę też wprowadzić kolejne nowe czynniki. Bo czemu nie? I choć nowe w mojej codzienności, to nie nowe w moim sercu. To właśnie w Holandii zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę to chcę robić coś, o czym marzę od czasów nastoletnich. To tutaj wróciły do mnie marzenia o tłumaczeniach literackich i pisaniu. To właśnie w Holandii odnalazłam w sobie odwagę, żeby się tym zająć na poważnie.

A potem były górki i dołki, było życie, problemy rodzinne, choroby, śmierć i depresja. Było kopanie się z życiem, było poddawanie się już na linii startu, było walczenie z wiatrakami, było wszystko to, co jest zawsze, wszystkie możliwe życiowe opcje. Ale mimo tego to pragnienie we mnie rosło, dojrzewało, nie opuszczało mnie choćby na chwilę, nawet jak byłam w najczarniejszej dupie.

I wtedy, kolejna przeprowadzka, ta sprzed trzech miesięcy, tutaj, na wieś, do spokoju i przestrzeni, do miejsca, w którym czuję się sobą jeszcze bardziej. Ta przeprowadzka pozwoliła mi wrócić do pisania, do walki o swoje marzenia, do spełniania moich pragnień. To właśnie tutaj odkrywam na nowo w sobie odwagę, czuję jak rwie mi się dusza i serce do tego, co tak długo odkładałam na jutro.

Codziennie wchodzę po schodach, do mojego pokoju, i siadam przy biurku. Piszę, bloguję, czytam, wyszukuję różne możliwości. Codziennie pracuję nad tym, co sprawia mi największą radość. Codziennie przybliżam się do mojej życiowej wizji, ale bez tej przeprowadzki, bez tej zmiany, nie byłoby to możliwe.

Rzucanie wszystkiego i ucieczka nie są dobrymi rozwiązaniami. Wsłuchanie się w siebie, w swoje potrzeby i wprowadzenie zmian w zgodzie z nimi, może natomiast zaprowadzić nas tam, gdzie naprawdę chcemy być.