Ciemność i cisza poranka

Obudziłam się o szóstej rano z poczuciem niepokoju. Leżałam w łóżku, słuchając deszczu, z nadzieją na powrót snu. Myślałam, że się uda, bo czułam niedospanie, ale niestety mój mózg przejął kontrolę. Zaczął wymyślać rozwiązania problemów, które stworzył parę chwil wcześniej. Mój niepokój się zwiększył i wiedziałam, że już nie zasnę.

Wstałam więc i zeszłam na dół. Dałam kotom jeść i zwinęłam się w kłębek na fotelu z książką. Na zewnątrz było jeszcze ciemno i bardzo cicho. Powoli z ciemności zaczęły się wyłaniać drzewa nad rzeką, odgrodzone ode mnie mglistą powłoką. Pole na tyłu domu zamieniło się w dwa światy, zielony i mleczny.

Jak jestem wyspana, to lubię wstawać jak jest jeszcze ciemno. Dzień jest wtedy ciągle niespodzianką. Często siedzę przy jednej lampce, z kubkiem herbaty i czytam lub piszę w dzienniku. Czekam na światło wpadające z zewnątrz i wybudzam się razem z porankiem.

To moje chwile, w których jestem sama ze sobą. Kiedy mogę posłuchać siebie, wsłuchać się w to, czego pragnie moje serce. Zrozumieć swoje potrzeby. To jest ten czas, którego z nikim nie muszę dzielić.