Czy mogę już zostać influencerką?

Nie to, że chcę, ale są do tego pewne wskazania.

Jak wyjeżdżałam do Holandii, byłam przekonana, że będę mieszkać w Amsterdamie. Tam też zaczęła się ta moja życiowa przygoda. Szybko okazało się jednak, że kupowanie mieszkania, to zupełnie inna bajka. W naszym budżecie mieściły się tylko małe mieszkanka do całkowitego remontu. Wtedy, za namową mojej teściowej, zaczęliśmy szukać w Haarlemie.

W 2005 roku Haarlem był dla amsterdamczyków miastem niższej kategorii, taki Amsterdam wannabe. Miasto, które niektórzy nazywali sypialnią Amsterdamu, a inni miastem tych, którzy chcieliby mieszkać w Amsterdamie, ale ich na to nie stać. No cóż, i my mieliśmy dołączyć do tej grupy.

Okazało się jednak, że Haarlemowi daleko to bycia czymkolwiek dla Amsterdamu. To jedno z najfajniejszych miast w Holandii i wcale nie stara się być jak stolica. Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie. Większość mieszkańców Haarlemu nie przeprowadziłaby się do Amsterdamu, nawet jakby im dopłacano.

Kilka lat po naszej przeprowadzce, zaczęła się wielka amsterdamska migracja. Ludzie zmęczeni Amsterdamem, tłokiem i cenami mieszkań, zaczęli przenosić się w inne miejsca i nagle Haarlem okazał się miastem, w którym warto mieszkać. Ceny mieszkań skoczyły niemiłosiernie w górę i teraz cenowo Haarlem może konkurować z Amsterdamem.

A my? Poczuliśmy, że wyprzedzamy trendy i że wcale nie chcemy być ich częścią. Zrobiło nam się ciasno i tłoczno. Postanowiliśmy, że trzeba to zmienić. Zamarzyliśmy o domu wolnostojącym i spokoju.

Kiedy kilka lat temu zaczęliśmy mówić o przeprowadzce na prowincję, z dala od Randstad, ludzie pukali się w głowy. Co wy tam będziecie robić?, pytali. Przecież tam nic nie ma, mówili. No cóż, to właśnie to „nic tam nie ma” było dla nas najbardziej pociągające. Szukaliśmy spokoju i przestrzeni, a tego na dalekiej prowincji jest w bród.

Pod koniec zeszłego roku ruszyła kolejna migracja. Tym razem na prowincję, do przestrzeni, natury i spokoju. Dzięki pandemii okazało się, że można pracować zdalnie i mieszkać w pięknej okolicy, gdzie dom nie kosztuje tyle, że trzeba zacząć rozważać handel własnymi organami.

I znowu, zupełnie przez przypadek, wyprzedziliśmy trendy.

Pandemia obudziła w ludziach potrzebę wolności. Kobiety zaczęły zrzucać staniki i odmawiać farbowania włosów. A ja? Uśmiecham się pod nosem, bo obydwu zaprzestałam w 2018 roku.

To co? Czas na nową karierę?