Wpis z dziennika

Czwartek, 20 maja

Mam dzisiaj dzień ble. Snuję się od rana po domu i nie mogę się do niczego zebrać. Brakuje mi też koncentracji, myśli ciągle uciekają do czegoś co chcę lub powinnam zrobić. Nie mogę się skupić na pisaniu ani czytaniu. Nawet przy nastawianiu prania trzy razy odchodziłam od pralki, żeby zrobić coś innego.

Nie lubię takich dni. Strasznie mnie deprymują. A do tego potrafię sobie dokopać, bo przecież czemu nie. Mówię więc sobie, że do niczego się nie nadaję, że nic ze mnie nie będzie, że nie potrafię zrobić najprostszej rzeczy. Głęboko schowane emocje wyskakują na powierzchnię jak piłki trzymane pod wodą.

Potrzebuję przespanej nocy, to zawsze przywraca we mnie równowagę. Nie mam niestety na to wpływu. Nie wiem dlaczego ostatnio tak źle sypiam. Było już dużo lepiej i miałam nadzieję, że nieprzespane noce należą już do przeszłości.

Na razie wyjdę z domu. Oderwę się od siebie samej, pooddycham świeżym powietrzem. Mogłabym pojechać do biblioteki na rowerze. Czekają na mnie książki. Taka przejażdżka zawsze dobrze mi robi. Dziesięć kilometrów w nogach, przewietrzona głowa i dobre samopoczucie, bo znowu wybrałam rower ponad samochód.

Tak, pojadę do biblioteki. Teraz prysznic, mała kanapka i w drogę. Pogoda jest idealna. Dzień przerwy od deszczu, trochę słońca, ale nie za ciepło. Nie muszę pędzić, bo i tak nie mam dzisiaj nic konkretnego do zrobienia. Wdech, wydech. To tylko zły dzień. Zresztą już nawet popołudniu może być lepiej.