Moja alergia na jedyne słuszne drogi zdaje się pogarszać. Choć może po prostu wraca do normy, a ja jestem znowu coraz bliżej siebie. Kiedyś, zanim złamała mnie depresja i stany lękowe, byłam typem człowieka, który wolał czasem wynaleźć koło od nowa. Chciałam próbować, popełniać własne błędy, szukać innych ścieżek, prowadzących w to samo miejsce.
Potem przyszedł okres szukania utartych ścieżek, próbowania dróg wydeptanych przez inne stopy. Czytania poradników, szukania specjalistów, robienia miliona kursów, pytania bardziej doświadczonych czy aby na pewno robię coś dobrze.
Teraz, z perspektywy czasu, wiem, że to jeden z powodów, który doprowadził mnie do depresji. Odeszłam od siebie, przestałam słuchać swojej intuicji, swojego serca, a nawet własnego rozumu. Miałam wrażenie, że inni wiedzą lepiej, że nie mam wystarczającej wiedzy czy doświadczenia, żeby decydować jak coś zrobić.
Nie pomogły studia, kursy, szkolenia, setki przeczytanych książek. Nie pomogły dyplomy i zaświadczenia. Cała zdobyta wiedza wydawała mi się ciągle niewystarczająca. Inni wiedzieli lepiej, byli bardziej uzdolnieni, mieli lepsze predyspozycje.
Nie wiem kiedy to się zmieniło. Nie wiem kiedy przestałam szukać, pytać, sprawdzać. Od niedawna czuję się mentalnie dużo lepiej, a to głównie dlatego, że szukam własnej drogi. Rozglądam się, próbuję. Nadal się dokształcam, na różne sposoby, bo po prostu bardzo to lubię, ale już nie uważam, że muszę ze wszystkim się zgadzać. Wyciągam z książek to co mi pasuje, a resztę odpuszczam i szybko o tym zapominam.
Wróciłam do przekonania, że jedyna słuszna droga dla mnie, to moja droga. Mój sposób, ze wszystkimi jego niedoskonałościami.