Kiedy spacery nie wystarczają

Ostatnio więcej się ruszam. Duża w tym zasługa miejsca, w którym mieszkam, bo jest to piękna okolica do spacerów. Gdyby nie dokuczająca mi stopa mogłabym chodzić kilka godzin dziennie. Kiedyś bardzo mnie takie chodzenie bez celu nudziło, teraz to uwielbiam. Spacer pozwala mi poukładać myśli, często rozwiązać problemy. Po spacerze czuję się zawsze lżejsza, fizycznie i psychicznie.

Ale ostatnio dochodzę do wniosku, że spacery niestety nie zastąpią mi ćwiczeń. A ja ćwiczyć bardzo nie lubię. Nie czuję tych sławetnych endorfin jak się zmęczę. Nie odczuwam szczęścia, bo bolą mnie wszystkie mięśnie.

Ale spacery, choć cudowne i wspaniale działające na psychikę, będą się musiały stać dodatkiem do innej formy ruchu. Moje mięśnie potrzebują wzmocnienia i nie mogę już dłużej od tego uciekać. Myślę, żeby znowu ćwiczyć z Chodakowską, ale to nie do końca to, czego szukam.

Najchętniej wróciłabym do ćwiczeń przy drążku, bo balet genialnie wzmacnia mięśnie, ale na razie drążka brak i pewnie nie uda się go zainstalować w tym miesiącu. Szukam więc alternatyw, a Chodakowska to przynajmniej znany mi diabeł.

Kiedyś wymyśliłam sobie projekt 40, plan był ambitny, ale rok był jaki był i wyszło jak wyszło. Nie jest ze mną tragicznie, ale wiem, że mogłoby być lepiej. Forma jakaś jest, ale wolałabym mieć trochę silniejsze mięśnie, szczególnie, że przy hypermobilności to właśnie one stabilizują stawy i zapobiegają bólom.

Lubię dbać o swoje zdrowie, ale to jest dla mnie najtrudniejszy aspekt. Ćwiczyć, choć się tego nie lubi. Wiem, że najlepiej jest znaleźć coś, co nam sprawia przyjemność. I ja wiem co to jest, tylko sprawy techniczne jeszcze mnie powstrzymują. Chodzę więc ile mogę w międzyczasie, ale chyba muszę poszukać jeszcze innych tymczasowych alternatyw.

Ćwiczycie? Lubicie?