Patrzę na te moje domowe stosy, na listę książek bibliotecznych i na tę na Goodreads i zastanawiam się kiedy nauka pójdzie tak daleko, że będę mogła przyswajać treści przez osmozę. Czuję się jak w szkole, kiedy to żałowałam, że wiedza z książki włożonej pod poduszkę nie przechodziła magicznie do głowy.
I z jednej strony chciałabym czytać szybciej, a z drugiej zupełnie nie jestem zainteresowana kursem szybkiego czytania. Bo ja jednak lubię zanurzać się w historii na dłużej, czytać powoli, uważnie. Może dlatego nie odpowiadają mi audiobooki?
Bo ja nie lubię czytać słuchając. Zbyt często uciekam myślami i gubię wątek. Jak czytam sama, to regularnie odsuwam książkę i myślę. O tym co przeczytałam i o tym, co historia we mnie wywołała. Czasem dyskutuję sobie z autorką, autorem, a czasem z bohaterami. Audiobooki mi na to nie pozwalają. Słuchanie narzuca tempo czytania, a ja chcę czytać po swojemu.
Poza tym ja jestem z tych dziwnych ludzi, którzy lubią ciszę. Nie dla mnie więc słuchanie audiobooka w tle. Do tego jak robię jedną rzecz, to nie robię innej. Jak układam puzzle, to układam puzzle, jak sprzątam to sprzątam, jak spaceruję, to słucham natury. Nie lubię zagłuszać myśli.
Gdybym miała słuchać audiobooków, musiałabym usiąść i słuchać. A skoro tak, to wolę czytać. W swoim tempie, z przerwami, powoli.
Może gdybym spędzała długie godziny w samochodzie to bym się do nic przekonała, choć ja bardzo lubię jeździć w ciszy. Czasem włączę sobie jakąś płytę, ale dosyć szybko potrzebuję ciszy.
Nie mam więc opcji przyspieszenia czytania. Spania przecież nie odpuszczę.