Życiowa sprawczość

Ostatnio jest mi ze sobą nie po drodze. Nie lubię swojego ciała, nie lubię siebie, mam wrażenie, że marnuję czas, że mogłabym robić więcej, pisać więcej, ćwiczyć więcej, być bardziej obecną we własnym życiu. I choć siedzenie przy biurku jest w tej chwili bardzo bolesne, dosłownie, to nie metafora, to chciałbym spędzać więcej czasu na podążaniu za tym, co chcę osiągnąć, nawet jakbym to miała robić z fotela, na pół leżąco.

Dzisiaj poszłam biegać. Po raz pierwszy odkąd skończyłam szkołę sportową w wieku 14 lat. Zaczęłam program couch to 5k z podkastem NHS. A wszystko przez to, że mam dosyć czekania na lepszy moment, na sprzyjające okoliczności. Bardzo mocno potrzebuję robić teraz więcej, dla siebie, dla swojego ciała, dla swojej przyszłości.

Czuję, że jak nie ruszę, to rozpadnę się psychicznie. Coraz częściej czuję smutek i łzy cisnące w powieki, wydawałoby się zupełnie bez powodu. Ale ja wiem, że jest powód. Że moje ciało mnie zawodzi, że ja sama siebie zawodzę.

Dlatego mimo bólu siadam przy biurku i piszę, tłumaczę, szukam możliwości. Dlatego poszłam dzisiaj biegać. Bo tylko ja mogę sobie pomóc. Mogę sprawić, że poczuję życiową sprawczość, że będę posuwać się do przodu, że codziennie zbliżę się do celu, choćby to był tylko mały kroczek.

Nie mogę siebie dłużej zawodzić. Nie mogę dłużej czekać. Nie mogę sama siebie ograniczać.

Dla własnego dobra, dla własnego zdrowia, muszę o siebie zawalczyć.

Dzisiaj, jutro, już zawsze.