Zeszły tydzień był długi (Swoją drogą, za każdym razem połączenie słów tydzień i długi przypomina mi o książce „Długi deszczowy tydzień”.), gdzieś przy czwartku miałam wrażenie, że powinna już być sobota. Nie wiem dlaczego niektóre tygodnie ciągną się w nieskończoność, a inne zdają się trwać dwa dni. Ten trwał co najmniej dwanaście, ale przetrwałam i znowu mamy poniedziałek.

Po kilku dniach deszczów i zdecydowanego ochłodzenia świat się zazielenił jak na wiosnę. Tym razem trawa naprawdę jest bardziej zielona u sąsiada, bo po naszej stronie płotu jeszcze się aż tak nie odrodziła, a już na pewno nie razi zielenią w oczy. Temperatura spadła drastycznie i szybko, więc ciągle marznę, bo jeszcze zapominam kurtki. I chyba już nawet czas na wyciągnięcie cienkich rękawiczek, bo marzną mi dłonie na rowerze.
W czwartek zaczęłam nową pracę, w bibliotece. Na razie byłam w niej tylko dwa razy, ale w tym tygodniu czekają mnie cztery popołudnia, podczas których zapoznam się ze wszystkimi oddziałami, w których będę pracować. A potem już trzy lub cztery dni, a w zasadzie połówki dni, tygodniowo. Praca idealna przy pisaniu, tłumaczeniu i moich innych zajęciach.
Z nową pracą wiąże się nowy rytm dni. Dopiero go będę szukać jak zacznę pracować według stałego grafiku, ale mam już szkic jak by to mogło wyglądać. Większość poranków mam wolne, więc pobudka o ósmej, śniadanie (z książką lub blogami / Substackiem), a potem, z dzbankiem herbaty pod pachą, hop na górę, do mojego pokoju. Parę godzin pracy i potem do biblioteki. Po powrocie jakiś sport, obiad i czytanie. Nie każdego dnia tak się da, czasem będzie trzeba inaczej, ale taki wstępny plan wydaje się rozsądny, a do tego w każdym tygodniu mam trzy lub cztery dni wolne od biblio, więc mam czas i przestrzeń na wszystkie moje projekty.
Kilka tygodni temu zaczęłam znowu biegać, tym razem nie sama, bo dołączył do mnie A. Robimy program NHS Couch to 5k. Bardzo mi przypadł do gustu w zeszłym roku, choć nie jestem typowym couch potato, a mój mąż jest tego zdecydowanym przeciwieństwem. Ale jego sport to kolarstwo, więc i dla niego lepiej jest zacząć spokojnie, żeby mięśnie i stawy miały szansę się przyzwyczaić do nowego rodzaju ruchu. Tym razem chciałabym po skończeniu programu biegać dwa, może trzy razy w tygodniu i dołączyć do tego ćwiczenia na wzmacnianie mięśni i może pływanie. Myślę też o lekcjach łyżwiarstwa figurowego zimą, ale nie wiem jeszcze czy lodowiska będą w tym roku otwarte, ze względu na wysokie koszty energii. Zobaczymy. W każdym razie, muszę przesunąć sport na wyższe miejsce w priorytetach, bo przy moich mobilnych stawach bardzo ważne są silne mięśnie i dzisiaj przypomniała mi o tym fizjoterapeutka i przykazała wrócić poważnie do sportu.
Przez cały tydzień czytałam De bijzondere levens van Violette („Życie Violette”) autorstwa Valérie Perrin i choć to dobra książka, to nie ciągnie mnie do niej tak jakbym chciała. Jestem mniej więcej w połowie i poważnie się zastanawiam nad oddaniem jej do biblioteki. Nie wiem dlaczego nie czuję potrzeby jej czytania, ale skoro tak jest to trochę szkoda mi czasu na czytanie kolejnych ponad dwustu stron, skoro w tym czasie mogę przeczytać coś, co mnie mocno wciągnie. Może kiedyś wrócę do Violette i jej życia, ale chyba spotkałyśmy się w złym momencie.
W łóżku, na czytniku, czytam Small Pleasures, autorstwa Clare Chambers i choć atmosferycznie ta książka jest, w moim odczuciu, blisko „Życia Violette”, to jednak bardziej mnie interesuje opowiadana w niej historia. Może dlatego, że jest w niej więcej do odkrycia?
Doszłam też do wniosku, że nie tylko nie chcę czytać książek, które mi się nie podobają, ale również nie będę doczytywać książek, które są w porządku, ale mnie nie porywają. Moja lista książek do przeczytania jest długa i jestem pewna, że czeka mnie jeszcze wiele wspaniałych lektur.
Zaczęłam oglądać The Blacklist na Netflixie. I choć to nie jest wybitny serial, to udaje mi się przy nim zrelaksować. Może właśnie dlatego, że fabuła nie jest bardzo skomplikowana.
Czekam na nowy sezon The Crown. Myślałam, że w związku ze śmiercią królowej Elizabeth II przyspieszą premierę nowego sezonu, ale nadal musimy poczekać do listopada. No cóż, będzie jak znalazł na długie deszczowe wieczory po pracy.
Jak Wam minął zeszły tydzień? Działo się coś ciekawego? Czytaliście coś dobrego?
Gratuluję nowej pracy! oby była satysfakcjonująca.
Serdeczności.
LikeLike
Dziękuję. Znany teren, więc wiem czego się spodziewać.☺️
LikeLike
Mieszkanie i pracę temu miałam pływalnię po drodze, więc mogłam przed pracą dwa razy w tygodniu pójść na basen i to było z korzyścią dla mojego kręgosłupa. Potem niestety zmieniłam pracę, przyszedł covid i przeprowadziłam się do innego miasta. Uwielbiam pływanie. Nie nawidzę za to biegać. Po prostu organicznie nie znoszę od czasów podstawówki, kiedy męczono nas tzw. testem Coopera. Kilka lat temu próbowałam zacząć biegać, bo to w sumie ‘łatwy’ sport (wystarczą buty i ścieżka w parku), ale to nie dla mnie.😞 Pozostaje mi joga w domu.
Też czekam na The Crown. W międzyczasie skończyłam Killing Eve (uff!), zaczął się też ostatni sezon The Good Fight, pewnie też pooglądam The Handmaid’s Tails. Zastanawiam się, czy zacząć Peaky Blinders. A dla odpoczynku oglądam Seinfelda, bałam się, że nie przetrwał próby czasu, ale jak na razie nie narzekam.
Mam już nową powieść Richarda Osmana i to chyba plan na najbliższe kilka dni, zwłaszcza, że mam wolne w poniedziałek.😁 Te historyjki są dość lekko napisane i szybko się czyta.
Powodzenia w nowej pracy!
LikeLiked by 1 person
Dziękuję!
No właśnie mam basen 5 minut spacerem teraz od jednego z oddziałów, w którym pracuję. Ale ja mam awersję do basenu. Po kilku latach szkoły sportowej i codziennego pływania i biegania oba te sporty mnie odrzucały (choć pływanie w otwartych zbiornikach wodnych zawsze lubiłam). Ale przełamałam bieganie, może uda się też z basenem. :-) Zobaczymy.
Peaky Blinders zaczęłam jakiś czas temu, ale okazało się nie dla mnie. Nie chcę mówić dlaczego, bo to pewnie spoiler. ;-)
Richard Osman czeka ciągle na liście książek do przeczytania, ale bardzo jestem ciekawa jego powieści. Wpadłam za to w świat Friedy Klein z powieści Nicci French i czekam w kolejce w biblio na szóstą część.
Killing Eve obejrzałam pierwszy sezon, ale potem nie miałam dostępu do tego serialu, ale jak gdzieś znajdę, to chciałabym obejrzeć resztę. Seifielda natomiast nigdy nie oglądałam, ale ja generalnie jestem często w tyle z nowościami. :-D
LikeLike
Ja miałam zawsze problem z basenem, że samo wyjście to dużo zachodu, to całe przebieranie i suszenie… Jak już pokonałam opór, to nigdy nie żałowałam. Dlatego pewnie pomogło mi to, że basen był po drodze.
Wg mnie Killing Eve miał pierwszy sezon najlepszy, więc może dobrze, że tylko tyle widziałaś 😉.
Seinfeld jest starszy od Friendsów, ale nie kojarzę, żeby był pokazywany w PL.
LikeLiked by 1 person
Friends obejrzałam dopiero trzy lata temu. Nie widziałam też Sex and the City.🫣
Muszę wypróbować ten basen, bo nawet fizjoterapeutka mi polecała. Zresztą mam ochotę sprawdzić i czy i tę niechęć uda mi się przełamać. 😄
LikeLike
Ja Friendsów obejrzałam w drugim lockdownie, ale pamiętam jak przez mgłę, że widziałam może 2 odcinki w TV.
Próbowałam też Sex and the city całkiem niedawno, ale jakoś mi nie podeszło…
LikeLiked by 1 person