Kiedy nie piszę, czuję się gorzej. Wtedy też dużo o tym pisaniu myślę. Pytanie, dlaczego nie piszę?, ciągle przewija się w mojej głowie. Bo dlaczego? Co stoi mi na przeszkodzie, żeby usiąść i pisać? Tak po prostu, bez wielkiego halo. Jak nie piszę, to też o pisaniu czytam. Bo zawsze wydaje mi się, że kolejna książka o sztuce pisarskiej jednak popchnie mnie do czynów. W końcu samym myśleniem jeszcze nikt książki nie napisał.
Tym razem padło na The Way of the Fearless Writer, autorstwa Beth Kempton. Myślą przewodnią tej książki jest pisanie dla pisania, odsunięcie ego na bok i skupienie się na czynie samym w sobie. I to właśnie czytając tę książkę, a szczególnie po przeczytaniu jednego jej zdania, „Porzuć wszystkie wyobrażenia o tym, jaką pisarką jesteś i po prostu pisz.”, doszłam do wniosku, że moją największą przeszkodą jestem ja.
Narzucam sobie jakieś zasady, wciskam to swoje pisanie w ramy, w które zupełnie nie pasuje. Ciągle próbuję spełnić jakieś wyimaginowane oczekiwania co do tego jak powinnam pisać i o czym. Myśli, że moje pisanie jest niewystarczająco dobre przeważają i zatrzymują mnie w miejscu. Miejscu, w którym obiecywałam sobie już się nigdy nie znaleźć. Miejscu, w którym nie ma przestrzeni na pisanie.
A ja potrzebuję trzech rzeczy dla dobrego zdrowia psychicznego: pisania, czytania i ruchu. Odcinając pisanie, odebrałam swojemu widzeniu świata część kolorów, a to znowu powoduje, że nie chce mi się ruszać. I tak poczułam jak znowu epizod depresyjny wciąga mnie w głębiny szarości.
Na szczęście tym razem rozpoznałam co się dzieje i po kilku tygodniach marazmu i życia „na nie”, wróciłam do codziennego pisania (nawet jeśli jest to tylko pół strony „bzdur” w notesie) i ruchu.
Teraz czuję się lepiej i szukam drogi powrotnej do pisania książki. Tym razem bez ram, bez zasad, bez wyobrażeń jak powinna wyglądać. W końcu nie ma jednego słusznego sposobu na napisanie książki, ani na opowiadanie historii.
Ale nie tylko o pisanie książki tu chodzi, bo i na blogu cisza. Gdzieś, w kilku zrywach, coś napisałam, ale równie szybko przestawałam. Bo i tutaj narzuciłam sobie różne ramy, w które powinnam się wpasować, jak i o czym powinnam pisać.
A ja najbardziej, w życiu i w pisaniu, potrzebuję wolności.
Czas więc porzucić wszelkie wyobrażenia o tym jak ten proces powinien wyglądać i o czym powinnam albo nie powinnam pisać i po prostu pisać. Tak jak teraz, od siebie, od serca. Tak jak lubię najbardziej.