Kiedy w lipcu przeczytałam moją pierwszą książkę Kate Atkinson, wiedziałam, że wpadłam jak śliwka w kompot. „Life After Life” (w Polsce „Jej wszystkie życia”, w tłumaczeniu Aleksandry Wolnickiej), to książka niesamowita, zachwycająca, nie tylko stylem pisarskim, ale też samym pomysłem. A pomysł na pokazanie wszystkich aspektów życia i przeprowadzenie nas przez burzliwą pierwszą połowę dwudziestego wieku, oczami Ursuli Todd, która dostaje ciągle nową szansę na życie, jest niesamowity.
Bo jakbyście się czuły, czuli, gdybyście mogli zmienić bieg historii? Tej małej historii, czyjegoś życia. Sprawić by ktoś nie zachorował albo nie podjął złej decyzji?
Ta książka pokazuje nam jak inaczej może wyglądać świat z różnych perspektyw, ale te perspektywy pochodzą równocześnie od jednej osoby. Nie wiem jak Kate Atkinson to zrobiła, ale ta książka jest napisana perfekcyjnie. Mam wrażenie, że nie ma w niej zbędnych słów.
Oczywiście przeczytałam też „A God in Ruins” (wersja polska: „Bóg pośród ruin”, tłumaczenie Aleksandra Wolnicka) i „Transcription” i na swoją kolej czeka też już „Shrines of Gaiety” i mam też w kolejce inne jej książki, bo muszę przeczytać wszystko, co Kate Atkinson napisała i mam nadzieję, jeszcze napisze.
Fascynuje mnie jej styl, ale bardziej jej pomysły na historie. Muszę przeczytać wszystko, łącznie z serią kryminalną z detektywem Jacksonem Brodie. Sporo jeszcze przede mną i bardzo mnie to cieszy.
Zdarzają wam się takie autorskie fascynacje?