Owce i drogowskaz

Dzisiaj mamy zimny, ale jakże piękny poranek. Minus siedem, to nie jest jakiś szalony mróz, ale na nasze, holenderskie, możliwości, to całkiem całkiem. Jeszcze wczoraj odczuwalna temperatura była minus czternaście, ale dzisiaj wiatr przysiadł i jest całkiem przyjemnie. Idzie lekkie ocieplenie, choć noce pozostaną mroźne, to w dzień ma być powyżej zera. Sama nie wiem co lepsze. Chyba bezwietrzny mróz, ale nie mam zamiaru narzekać, bo jak na razie w prognozach mało opadów.

Wyszłam rano do ogrodu, pogapić się na owce, bo kocham te zwierzęta całym sercem. W owcach zakochałam się kilka lat temu podczas spaceru po parku narodowym Zuid-Kennermerland. Tam owce były naturalnymi kosiarkami do trawy i kiedyś, podczas spaceru, spotkałam tam ich właścicielkę (pasterkę? hodowczynię?) i tak sobie stałyśmy, patrzyłyśmy na owce i rozmawiałyśmy. I to właśnie wtedy, najpierw jedna, a potem jeszcze dwie owce do mnie przyszły na głaskanie i przytulanki. I zakochałam się po uszy, bo to takie cudowne zwierzęta. Gdybym miała więcej przestrzeni, to chyba bym sobie owce zafundowała, dla czystej przyjemności bycia w pobliżu tak przyjaznych i towarzyskich zwierząt.

Ale dzisiaj stałam i patrzyłam na owce za moim ogrodzeniem i pomyślałam sobie, że to jest właśnie to, co będzie moim najważniejszym drogowskazem w tym roku. Być jak owce. Spokojnie robić swoje i się nie przejmować otoczeniem. Bo owce mają w nosie, że jest zimno i że trawę pokrywa szron. Idą na nasłonecznioną część i skubią sobie dalej.

Jest więc drogowskaz: spokojnie robić swoje.

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.