Myślałam, że w tym roku zapiszę przynajmniej ze trzy bruliony. Miałam wypełniać stronę za stroną, pogrubiać je atramentem. Wypełniłam jeden cały notes. W połowie listopada zaczęłam nowy, ale nie zapełnia się tak szybko jakbym chciała. I nie wiem czy to dlatego, że boję się tego co siedzi w mojej głowie, czy może nie ufam tym pomysłom? A może uważam, że są zbyt małe i nie zasługują na zapisanie? Czasem po prostu myślę, że „tego to na na pewno nie zapomnę”, a potem jest jak zawsze, zaginione na zawsze. Komu się to nigdy nie przytrafiło niech pierwszy rzuci piórem.
Chciałabym być tą osobą, która zapisuje wszystko. Przypadkowe myśli, skojarzenia, podsłuchane rozmowy, opisy ludzi i miejsc. Chciałabym być osobą, która może otworzyć notatnik i przeglądać go w poszukiwaniu pomysłu.
Patrzę na fotografów i widzę, jak robią setki zdjęć, aby uzyskać to jedno ujęcie, które urodziło się w ich głowie. Widzę tancerzy baletowych codziennie wykonujących te same ćwiczenia, dzięki czemu stają się coraz lepsi w swoim rzemiośle. Widzę malarzy i innych artystów wizualnych codziennie wracających do swoich szkicowników. I zadaję sobie pytanie, dlaczego uważam, że mogę pisać w głowie?
Powinnam przecież przykładać pióro do papieru (lub palce do klawiatury), codziennie, pisać dużo, żeby gdzieś pomiędzy stronami znaleźć to, co tak naprawdę chciałam powiedzieć. Przecież nie muszę od razu pisać idealnych zdań, nie muszę tworzyć wielkich dzieł. Wystarczy, że będę szkicować, łapać momenty i uwieczniać je na papierze, regularnie ćwiczyć, żeby wzmocnić pisarskie mięśnie.
Czasem się boję, że nigdy nie stanę się tą osobą, że nie potrafię zapełniać strony po stronie z pozoru nieważnymi zdaniami. A czasem widzę, że jestem na dobrej drodze, bo kiedyś nie zapełniłabym notesu w dziesięć miesięcy, nie spisywałabym codziennie rano swoich refleksji.
Chcę pisać jeszcze więcej, zapełniać jeszcze więcej stron. Chcę być kronikarką życia, bo przecież to, co teraz wydaje się mało ważne, może być ważne później. A słowa, które teraz zapiszę, mogą później stać początkiem czegoś innego. Ta myśl, która mi uciekła, zapisana może zapoczątkować lawinę słów.
Czego się więc boję? Powinnam raczej obawiać się niezapisanych stron niż tego, że to co napiszę wcale na to nie zasługuje. Czyż nie?