Są takie książki, które wciskam wszystkim w ręce. Jedną z nich jest Still Life, Sary Winman. Niestety nie doczekała się jeszcze polskiego tłumaczenia, a szkoda, bo to książka, która zachwyca, w bardzo subtelny sposób.
Czyta się ją powoli i mam wrażenie, że o to właśnie chodzi. Ta historia pozwala uciec od otaczającego nas świata i przenosi nas nie tylko do Włoch, ale także w zupełnie inne miejsce. W świat, w którym chce się pozostać, świat, w którym żyją nasi nowi przyjaciele.
To opowieść, w której główną rolę odgrywają ludzie i miasto. Historia, w której miłość i przyjaźń są ważniejsze niż rzeczy materialne. Liczy się dobre życie, które wzbogaca nas samych i ludzi nas otaczających.
Trudno mi pisać o tej książce, bo to coś, czego trzeba doświadczyć samemu. Czułam się z nią jak w domu, nie czytałam o Florencji i jej mieszkańcach, stałam obok nich i przeżywaliśmy wszystko razem. Nie widziałam Florencji ich oczami, poznawałam miasto razem z bohaterami.
Poczułam się, jakbym znała ich wszystkich osobiście: Ulyssesa, Evelyn, Peg, Cressy, Alys, pułkownika, Pete’a, a nawet Claude’a. Zbliżyłam się też do Florencji. I chociaż nie za bardzo lubię jeździć na wakacje do miast, to teraz myślę o tym, jak mógłabym spędzić kilka dni we Florencji, żeby lepiej poznać moją nową znajomą.
Książka jest ciepła, nasuwa na myśl koc w chłodny wieczór. Z jednej strony chciałam ją czytać bez przerwy, z drugiej chciałam spędzić z nią długie godziny i żeby nigdy się nie skończyła.
2 thoughts on “Still Life, czyli nowi przyjaciele”