Dopiero co pisałam, że temperatury od teraz już znośne, a lato postanowiło mi pokazać co o tym myśli i przywaliło upałami. Wygląda na to, że prognozom pogody nie można ufać i do tego lato postanowiło się obrazić i zaraz po upałach sobie pójść i pozwolić temperaturom spaść do kilkunastu stopni. Nie narzekam, bo mam trochę dosyć wiecznego uczucia przegrzania i trochę czekam na ochłodzenie. Poza tym zawsze pod koniec lata nabieram ochoty na swetry i grube skarpety, więc jeszcze jakieś dziesięć dni i będę mogła się otulać w najlepsze.
Sierpień był bardzo sierpniowy, ciepły, w miarę suchy i rozleniwiający. Czytelniczo był też niezły, przeczytałam sporo fajnych książek, choć i były też lektury pracowe, ale za to bardzo interesujące. Lubię takie miesiące, kiedy dobrze mi się czyta. Wrzesień, swoją drogą, też dobrze się zaczął, ale to tym opowiem innym razem.

„The God of the Woods” Liz Moore był pierwszą lekturą sierpnia i od razu jedną z najlepszych w tym miesiącu. Kilka perspektyw i linii czasowych, w mistrzowskim wykonaniu. Autorka trzyma w garści wszystkie nitki i nic się nie pruje. Powoli zagłębiamy się w tę historię i razem z detektywami odkrywamy coraz więcej szczegółów. Słusznie ta książka jest instagramową miłością tego lata.
„Has Anyone Seen Charlotte Salter?” była zaskoczeniem. Przyzwyczajona do powolnych powieści Nicci French, wpadłam nagle w prawdziwie szybki thriller. Co ciekawe, zapowiada się kolejna seria w ich wydaniu, bo po niderlandzku już ukazała się kolejna książka z Maud O’Connor, czekam więc na angielskie wydanie i na pewno będę czytać. Zastanawiacie się czy nie pomyliłam języków? Nie pomyliłam, Nicci French to brytyjscy autorzy, ale ich książki od kilku lat ukazują się w języku niderlandzkim wcześniej od oryginału, bo są tutaj bardzo popularne.
„Everything but the Truth” Gillian McAllister pomogła mi przetrwać dwa najboleśniejsze dni. Przeczytałam, a raczej pochłonęłam tę książkę w dwa popołudnia i znalazłam nową ulubioną autorkę kryminałów.
Na samiutkim końcu miesiąca, przeczytałam „Las powieszonych lisów” Arto Paasilinny, w tłumaczeniu Karoliny Wojciechowskiej. Jego poprzednia książka, „Rok zająca” była moim pierwszym (chyba) spotkaniem z literaturą fińską i jakże udanym. Jak tylko zobaczyłam, że Książkowe Klimaty wydają kolejną książkę Paasilinny, od razu wiedziałam, że ją przeczytam i nie zawiodłam się ani trochę. Nie wiem jak to możliwe, że ktoś może wymyślać takie historie i do tego tak świetnie je spisywać. Wisienką na torcie jest powiązanie tych dwóch książek, tak subtelne, że można je przeoczyć.
A o „River East, River West” nadal rozmyślam i jeszcze nie wiem jakie mam wnioski, ale może niedługo Wam co nieco napiszę, bo to taka historia, która powinna mi się podobać. Styk dwóch kultur, poszukiwanie w tym siebie i swojego miejsca na świecie.
Jak tam Wasze sierpniowe lektury?
Hej, dużo tego jak na jeden miesiąc :) ja wolę słuchać audio książek, ale już parę miesięcy nie robiłem tego. Pochodziłem trochę po tym blogu i złapała mnie chęć, znowu słuchać książki, dzięki pozdrawiam serdecznie
LikeLike
Dużo, bo ja dużo czytam. :-) Cieszę się, że złapałeś chęć na audiobooki.
LikeLike