Niektóre książki trafiają do mnie przypadkiem. Kiedyś znajdowałam je na lotnisku albo w samolocie, a teraz, czasem, ktoś postanawia mi coś przesłać albo trafiam na jakiś tytuł w całkiem niespodziewanym miejscu lub momencie. Te przypadkowe książki często mnie zachwycają, a przecież są też pozycjami, po które sama z siebie raczej bym nie sięgnęła.
Tak też było z „Rokiem zająca” Arto Paasilinna, w tłumaczeniu Sebastiana Musielaka. Nie wybrałabym tej książki sama, przysłał mi ją miły instagramowy kolega, Bartek. Miał kilka książek do oddania, a ponieważ nie znałam żadnej z nich, powiedziałam, żeby wysłał mi coś, co myśli, że mi się spodoba. Kilka dni później byłam szczęśliwą (choć wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam) posiadaczką dwóch książek, „Roku zająca” i „Dwanaście srok za ogon”.
Jak to u mnie, książki odleżały kilka miesięcy na półce, ale wreszcie sięgnęłam po jedną z nich, w ramach roku czytania z domu. Padło na „Rok zająca”, bo leżał na „Srokach” po prostu. Nie czytałam opisu, otworzyłam książkę i zaczęłam czytać. I przepadłam. Tak mocno, że z bólem ją odkładałam, żeby pójść do pracy.
Arto Paasilinna opowiada nam historię Kaarlo Vatanena, dziennikarza helsińskiej gazety, który ratuje potrąconego przez jego kolegę zająca. Kolega zostawia go w lesie i odjeżdża, a Vatanen postanawia nie wracać do swojego helsińskiego życia. Opuszcza żonę, rzuca pracę i wyrusza w podróż po północnej Finlandii. Po drodze podejmuje się różnych prac zarobkowych, śpi pod gołym niebem, poznaje różnych ciekawych i ekscentrycznych ludzi, a wszystko to w towarzystwie swojego kompana, zająca.
Według wydawcy to powieść łotrzykowska, ale dla mnie to również powieść drogi. I to jaka! Nie można się od niej oderwać. Niech świadczy o tym fakt, że po powrocie z pracy, wróciłam do czytania i nie odłożyłam książki aż jej nie skończyłam, tego samego wieczora.
Poczułam sympatię do Vatanena. Nie wiem czy to dlatego, że tak się zżył z dzikim zwierzęciem, czy może dlatego, że miał odwagę porzucić swoje dotychczasowe życie i ruszyć przed siebie. Może dlatego, że ja lubię ludzi niepokornych.
Jego przygody są czasem zabawne, czasem szalone, a czasem zupełnie niesamowite. Vitanen to bohater idący własną drogą, dosłownie i w przenośni, trzymający się własnych przekonań, dla którego w każdej sytuacji najważniejsze jest dobro zająca. I to właśnie fakt, że zrobiłby dla niego wiele, wpędza go czasem w tarapaty.
Książka wyszła w Finlandii, po raz pierwszy, w 1975 roku, a w Polsce ukazała się w 2020 roku, nakładem wydawnictwa Książkowe Klimaty. Tłumacz, Sebastian Musielak, wykonał tutaj kawał dobrej roboty. Dokonane przez niego wybory translatorskie w zakresie słownictwa, nie tylko oddają ducha czasu, ale też tworzą odpowiednią atmosferę powieści. Mam teraz ogromną ochotę sięgnąć po inne powieści Paasilinna i wygląda też na to, ze znalazłam nowego ulubionego tłumacza.
Czytaliście „Rok zająca” albo inne powieści Arto Paasilinna?