Wybitnie czytelniczy nawet, bo przeczytałam masę książek. W większości krótkich, nie więcej niż dwieście stron, ale zdarzyło się też parę na ponad trzysta. Wpadłam w dobry czytelniczy ciąg, ale był on trochę wywołany koniecznością, a nie czystą chęcią.
Okazuje się, że w maju kwitną nie tylko kasztany, ale i stany lękowe mają swój moment. Zaczęły mnie nękać pod koniec marca i nie odpuszczają nadal, ale mam wrażenie, że fala się powoli załamuje i zaczyna opadać. Nie wiem czy to efekt urlopu od pracy czy powrotu do działań, które choć są często wyzwaniem, sprawiają mi przyjemność. Lekarz zaleca pisać, tłumaczyć, blogować, nawet jak mnie to lekko przeraża, bo moje stany lękowe wynikają głównie z nie robienia tego, co najbardziej robić chcę. Okazuje się, że ucieczka wcale nie jest dobrym rozwiązaniem,a ciało jak i głowa szybko mi przypominają, że to nie tędy droga.
Jednym z moich mechanizmów radzenia sobie ze złym samopoczuciem jest uciekanie w książki. Kiedy więc na początku maja zauważyłam, że każdą wolną chwilę spędzam na lekturze, pomyślałam, że mogłabym spróbować czytać jedną książkę dziennie. Niestety musiałam też pracować, więc nie wchodziły w grę długie powieści, ale na szczęście jest też sporo krótszych, które i tak miałam w swych czytelniczych planach.
Czytanie książki dziennie chodzi mi po głowie odkąd przeczytałam Tolstoy and the Purple Chair Niny Sankovitch. Tyle że ona czytała książkę dziennie przez rok, a ja nie dałabym rady tak długo, no chyba że miałabym więcej czasu. Dla mnie książka dziennie oznaczała, że musiałam bardzo świadomie dobierać swoje lektury i nie było w tym miesiącu miejsca na czytelnicze zrywy i zachcianki. Czytałam więc rozsądnie, a ja lubię sobie poszaleć z lekturami. Nie bez powodu czytam zawsze kilka książek równocześnie.

Jakby nie było, w maju przeczytałam 33 książki i 6 577 stron. Miało być 31, ale jak mam deadline, to zawsze staram się wyrobić dzień albo dwa wcześniej, zostało mi więc trochę czasu na doczytanie dwóch książek, które rozgrzebałam w międzyczasie.
Muszę się przyznać, że dobrze mi to zrobiło. Samo czytanie, oczywiście, ale też postanowienie czegoś i dotrzymanie sobie samej tej obietnicy. Dało mi to pozytywnego kopniaka i teraz tylko muszę utrzymać ten rozpęd i uważać, żeby się nie poślizgnąć.
Pisz bloga i rób to co lubisz. Mi akurat pomaga to co piszesz , bo jestem w podobnej sytuacji – znudzony życiem i codzienna monotonia. Lubię samotność, ciszę, spokój. Choć staram się nie marnować czasu, zdążają się dni w których nic mi się nie chce, ale to wydaje mi się normalne, po prostu to czas w którym ładuje baterie.
Także rób to dalej, pisz bloga, czytaj, odpoczywaj – dziękuję.
LikeLiked by 1 person
Pięknie dziękuję, cieszę się, że moja pisanina Ci pomaga. Mam nadzieję, że znajdziesz swój spokój, bez znudzenia życiem. I zgadzam się z Tobą, że dni, kiedy nic się nie chce są normalne, a nawet potrzebne.
LikeLiked by 1 person
Jest coś satysfakcjonującego w przeczytaniu całej książki na jeden raz albo przynajmniej w ciągu jednego dnia. Ja akurat ostatnio bardzo lubię krótsze formy, uważam, że trudniej je napisać, więc w pewnym sensie trudniej zamaskować niedociągnięcia. Nie chcę uogólniać, ale kilku książkom, które ostatnio czytałam, przydałby się dobry redaktor, by trochę je skrócić, uniknąć powtórzeń i niepotrzebnych meandrów…
LikeLiked by 1 person
Tak! Przeczytanie książki w jeden dzień jest bardzo satysfakcjonujące. A co do krótszych form, to tak, są trudniejsze, ale fascynują mnie długie książki, w których nie ma dłużyzn. To dopiero kawał dobrej roboty! Nie powiem, że często się z nimi spotykam ;-), ale jak się trafią, to jest to ogromna przyjemność.
A co do redakcji, to czasem redaktor naprawdę próbuje, ale nie wszyscy autorzy są współpracujący w tej kwestii. :-)
LikeLike