Weekend pod kotem

Weekend spędziłam pod kotem, dosłownie. Całe (no prawie) sobotę i niedzielę byłam kocim posłaniem, a dzięki temu przeczytałam cztery książki. Dwie kolejne części Jeżycjady („Noelkę” i „Pulpecję”) i dwie książki Magdaleny Witkiewicz. W sobotę przeczytałam na nowo „Czereśnie zawsze muszą być dwie”, a w niedzielę nową część osadzoną w tym samym świecie, czyli „Ulotny zapach czereśni”. Muszę przyznać, że pierwsze czereśnie podobały mi się bardziej, ale drugie też były w porządku, po prostu było w nich za mało Zosi.

Wczoraj wieczorem, kiedy do obiado-kolacji otworzyłam kolejną książkę („Handiwork” Sary Bauman) pomyślałam, po raz chyba tysięczny, że mogłabym czytać zawodowo. No po prostu lubię znikać w opowieściach, przenosić się w inne miejsca, odkrywać tajemnice, szukać złoczyńców, podglądać życie innych, nawet jeśli fikcyjnych, ludzi, a odkąd regularnie ćwiczę, mój kręgosłup dużo lepiej znosi wielogodzinne siedzenie i jeszcze do tego uszczęśliwiam kota. No jak można się oprzeć takiemu życiu? Może kiedyś uda mi się spełnić to marzenie.

A teraz myślę co czytać dzisiaj, bo mam kilka napoczętych książek, ale to raczej książki do czytania powoli, a ja mam ostatnio potrzebę historii, które mnie pochłoną na parę godzin i oderwą od rzeczywistości, bo czekam na decyzję z pracy i się stresuję, choć nie ma czym, ale ja jestem z tych przejmujących się i wymyślających różne scenariusze (które potem się nie spełniają). Chyba mam na czytniku jeszcze jedną albo dwie książki T.M. Logana, a dwie poprzednie były z rodzaju nieodkładalnych, więc to może być dobre rozwiązanie. Może sięgnę też po kolejną część Jeżycjady, bo te książki koją moją duszę. W każdym razie musi być coś wciągającego od pierwszej strony, bo inaczej będę rozmyślać i wymyślać różne dziwne rzeczy, a szczęka i tak już mnie boli od zaciskania.

Dobrego tygodnia wam życzę.

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.