Czytelniczy początek maja

Znowu nazaczynałam książek jakby świat miał się jutro skończyć i teraz nie wiem po którą sięgać i tak leżą i na mnie patrzą i nie wiem dlaczego się jeszcze nie obraziły i sobie nie poszły, lub chociaż nie wypluły zakładki, żeby mi utrudnić życie, a ja zaczynam kolejną lekturę i dziwię się, że Storygraph mi pokazuje, że tak mało przeczytałam w tym miesiącu, a przecież tyle czytam. I z jednej strony się wkurzam, że tak jest, a z drugiej namiętnie przeglądam katalog Legimi, biblioteczny i księgarnię internetową w poszukiwaniu kolejnych lektur. Chyba czas się czytelniczo ustatkować.

Zawsze czytałam kilka książek równocześnie. Myślę, że to się zaczęło w szkole średniej, kiedy lektury były różne, lepsze i gorsze, a jak gorsze to potrzebowałam to sobie rekompensować inną lekturą, przyjemniejszą i odrywającą mnie od czytelniczego przymusu. I tak mi już zostało, choć wiem, że był potem taki okres, w którym czytałam jedną książkę na raz, ale szybko się przekonałam, że tak się nie da, bo ja lubię czytać codziennie, a czasem dana książka nie pasuje mi do nastroju albo czytam coś co potrzebuje przerw na myślenie. I zwykle staram się czytać bardzo różne książki równocześnie, żeby mogły być od siebie odskocznią właśnie. Zdarza się tak, że jedna z nich mnie nagle wciągnie tak, że nie mogę czytać czegoś innego aż skończę tę właśnie, ale wtedy też pędzę przez nią jak halny przez doliny i szybko wracam do chwilowo porzuconej lektury.

A teraz mam na tapecie zbiór opowiadań Kate Atkinson, „Normal Rules Don’t Apply”, zbiór tekstów osobistych Hilary Mantel „A Memoir of My Former Self”, książkę Sary Bauman o tworzeniu i byciu artystką, „Handiwork”, „Pop Goes the Weasel” M.J. Arlidge i na klub książki „Chłopki” Joanny Kuciel–Frydryszak. Trzy pierwsze z tych książek są świetne i mnie zachwycają za każdym razem jak po nie sięgam, choć nie robię tego często, bo chcę je też trochę rozciągnąć w czasie, żeby jak najdłużej móc się nimi zachwycać. „Pop Goes the Weasel” to druga część serii kryminalnej z Helen Grace i słabo wypada na tle pierwszej, a poza tym irytuje mnie niedbałość autora i redakcji jeżeli chodzi o polskie imiona i nazwiska. Normalnie przestałabym ją już czytać, ale chcę sprawdzić czy moje domysły co do zakończenia się sprawdzą, więc trochę ja męczę dalej, ale powoli, bo nie jestem w stanie przeczytać więcej niż kilka stron na jednym posiedzeniu, zanim wystąpi kolejna irytacja. No i „Chłopki”, szał zeszłego roku, a dla mnie jednak trochę mdły, może dlatego, że sytuacja chłopów w przedwojennej Polsce nie jest dla mnie nowością? Ciągle się zastanawiam jak to możliwe, że dla tylu ludzi to było odkrycie. Poza tym denerwują mnie wszechobecne powtórzenia, czasem oddzielone od siebie tylko kilkoma akapitami, zdecydowanie coś nie zagrało w redakcji. Ale ta książka jest też zwyczajnie smutna, bo pokazuje jak przez 100 (sto!) lat sytuacja kobiet w kwestii decydowania o własnym ciele tak naprawdę niewiele się zmieniła. I to mnie chyba boli najbardziej przy czytaniu, jak wiele z myślenia sprzed stu lat jest nadal widoczne w dzisiejszej Polsce. Ciekawa jestem wrażeń moich współklubowiczek, bo myślę, że każda z nas odbierze tę książkę inaczej.

Co tam czytacie?

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.