Hałas hałasowi nie równy

Słyszę więcej niż przeciętna osoba (nie wymyślam, zostałam przebadana przez lekarza i przetestowana w centrum audiologicznym), więc mój hałas zaczyna się wcześniej niż u kogoś innego, ale wiem też, że hałas jest pojęciem mocno subiektywnym. To, co dla jednego jest hałasem, dla wielu innych jest po prostu dźwiękami otoczenia. Zresztą teraz mamy nie tylko do czynienia z hałasem dźwiękowym, ale też z hałasem informacyjnym. Bycie w ciągłej łączności ze światem, wywołuje u mnie czasami te same objawy jak przebywanie w hałasie dźwiękowym.

Kiedy czytałam książkę Małgorzaty Halber miałam wrażenie, że pisze o mnie. Może nie na każdej stronie, ale na wielu, pewnie na większości. Pewnie dlatego nie wpadłam nad nią w zachwyt, bo nie pokazała mi nic nowego, nie zapoznała mnie z nowym spojrzeniem na świat, nie wybiła mnie z mojej bańki. Ta książka była raczej potwierdzeniem moich doświadczeń i przemyśleń, a czytanie tego, co już wiemy jest najzwyczajniej mniej interesujące, a czasami nawet nudne.

Odkąd mieszkamy na wsi, mój organizm odpoczywa, uspokaja się i coraz mniej gwałtownie reaguje na hałas. Ale nadal są takie sytuacje, które całkowicie wytrącają mnie z równowagi. Na przykład głośna muzyka przebijająca się przez mury i potrójnie oszklone okna, rytmiczne uderzanie kropli deszczu w jakąś powierzchnię, spryskiwacz na trawniku sąsiadów albo długotrwałe niskotonowe dźwięki. Te ostatnie wywołują u mnie nawet ból uszu.

Lubię zimę z dwóch powodów, długich wieczorów i zewnętrznej ciszy. Wiosną nie tylko natura budzi się do życia, ale też głośna muzyka w samochodach i ogrodach, prace remontowe i inne rozkoszne i hałaśliwe działania ludności. Coraz lepiej rozumiem dlaczego tyle osób nosi aparaty słuchowe. A to czego nie rozumiem, to dlaczego podczas spotkania rodzinnego, czy też w gronie znajomych, musi dudnić muzyka. Jak to możliwe, że ludzie są w stanie ze sobą rozmawiać? Wiem, wiem, starzeję się.

U mnie w domu, tak jak zresztą u Małgorzaty Halber, panuje cisza. Nie gra nic, czego w danym momencie nie słucham ja albo mój mąż. Nie potrzebuję dźwięków w tle, lubię słyszeć swoje myśli. Jak mieszkaliśmy w mieście, często uciekałam z domu (głównie od hałasów sąsiedzkich przenikających przez ściany) na długi spacer w parku narodowym. Nie przepuściłam żadnej okazji wyjazdu na urlop, gdzieś na zadupie, gdzie mogłam rozkoszować się ciszą. Teraz jest mi lepiej. Mieszkamy w domu wolnostojącym, więc nie słyszę kłótni sąsiadów, ani ich muzyki granej w domu. Jak dla mnie moglibyśmy mieszkać dalej od innych mieszkańców, ale skoro nie jesteśmy bogaczami , to cieszymy się tym, że mieszkamy we wsi, w której jest wieczny lockdown.

Nie wiem jak wytrzymałam tyle lat w miastach, gdzie nawet w nocy nigdy nie jest cicho.

6 thoughts on “Hałas hałasowi nie równy

  1. Hmm to ciekawe.

    Ja mam raczej mizofonię, na to nie ma badania i nie jest klasyfikowane jako choroba. 

    Ale jestem w stanie rozróżnić dźwięki, których po prostu nie lubię, dźwięki, które mnie denerwują (ale najpierw o tym pomyślę) i dźwięki, które po prostu mnie drażnią (za nim o tym pomyślę i to są właśnie te z mizofonii, powodują taki flight or fight response). To są zwykle takie niby subtelne dźwięki w tle, ktoś głośno oddycha, stuka na klawiaturze albo szoruje sztućcami po talerzu. Więc nie chodzi tu raczej o głośność, ale rodzaj dźwięku.

    Choć jak jest za głośno, to też nie lubię…

    Jednocześnie mam zero słuchu muzycznego. I nie rozróżniam około 40% dźwięków w języku polskim (objaw dysleksji, na to akurat mam badanie). Nauka języków to koszmar, przy tym można tylko w miarę dobrze czytać, z pisaniem jest różnie, a ze słuchaniem i mówieniem można od razu się pogodzić, że nie da rady. 

    Lubię ciszę, w domu też nic mi nie gra bez powodu, ale jednocześnie miasto jako takie mi nie przeszkadza. Poza tym przy mizofonii akurat brak głośniejszego tła jest problemem, bo łatwiej wtedy wyłapać te irytujące dźwięki, a mój mózg jest w tym świetny. Jak w pociągu w przedziale cichym, niby powinien to być dla mnie raj, ale wystarczy jedna osoba, która pociąga nosem albo klepie na klawiaturze, i jestem skończona…

    Liked by 1 person

    1. Też mnie irytują takie dźwięki, wszystko co jest rytmiczne też, na przykład bawienie się długopisem. Ale ja słyszę dźwięki, których nikt inny w moim otoczeniu nie słyszy albo musi się bardzo mocno skupić i wysilić, żeby usłyszeć i mówi, że tak, jest tam coś daleko, ledwo co słyszalnego, gdybym nie powiedziała, że jest, to by nigdy nie wiedzieli. A ja słyszę to tak, jakby było w odległości 100 metrów albo bliżej. Jak mi mierzyli słuch, to w pewnym momencie stwierdzili, że skończyła im się skala. A problem generalnie polega na tym, że mój mózg nie filtruje dźwięków, które mi nie są potrzebne, więc dociera do mnie wszystko. Na przykład, nie jest w stanie rozmawiać z kimś jak obok ktoś inny toczy rozmowę, bo mój mózg nie odcina tej rozmowy i ja słyszę co jest tam mówione i nie mogę się skupić ani ogarnąć rozmowy, bo słyszę za dużo słów. Nie mogłabym pracować w biurze typu open space, stresuje mnie sama myśl o tym.

      Like

      1. Tak z ciekawości, gdzie takie rzeczy się bada?

        Ha ha open space, ja to ledwo wytrzymuję w biurze z jedną osobą. Miałam już całą galerię kolegów z różnymi irytującymi dźwiękami…

        Mózg jest fascynujący, ale czasami wolałabym mieć taki bardziej standardowy 😉. Podobno robiono badania, że teraz sami sobie go psujemy przez słuchawki typu noise cancelling i właśnie przestajemy rozróżniać dźwięki, czy są ważne, czy są tłem (bo tło jest zawsze wyciszone, więc mózg interpretuje potem każdy dźwięk jako ważny). Ja zdecydowanie miałam inną wrażliwość na dźwięki odkąd pamiętam…

        Liked by 1 person

        1. Najpierw byłam u lekarza KNO (laryngolog?) i on mnie, po szerokim badaniu słuchu i MRI głowy, skierował do centrum audiologicznego. A wszystko dlatego, że miałam tinitus, ale niskodźwiękowy, co jest w zasadzie niespotykane. W centrum audiologicznym badają znowu słuch, ale jest też psycholog i na tej podstawie stwierdzili, że mój mózg nie filtruje dźwięków i że słyszę tony, których przeciętny człowiek nie słyszy. Jak stamtąd wyszłam to się popłakałam, bo zawsze mi mówiono, że przesadzam, a wreszcie dostałam potwierdzenie, że sobie nic nie wymyślam i że naprawdę słyszę więcej.

          Like

          1. Rozumiem Twoją reakcję. W pewnym sensie poczułam ulgę, jak znalazłam forum o mizofonii, że nie zmyślam, że to nie tylko mój problem…

            Liked by 1 person

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.