Z wiosną nadzieje rosną

Znowu wypadłam z rytmu pisania i czytania. I znowu postanowiłam wyrzucić Instagrama z telefonu, żeby nie wpadać w doomscrolling (w poszukiwaniu polskiego odpowiednika tego wspaniałego określenia, sprawdziłam Wikipedię i nie podaje ona tłumaczenia, niech więc będzie „z angielska”, jakoś to chyba wszyscy przeżyjemy) i spędzać więcej czasu z książką lub czytnikiem w dłoni. Powoli zaczyna się też życie ogrodowe, czeka mnie ogarnianie, sianie, wymyślanie nowych rozwiązań, przesadzanie i przycinanie. I tak do późnej jesieni. Kiedyś myślałam, że ogród to coś zupełnie nie dla mnie, a okazuje się, że grzebanie w ziemi jest bardzo uspokajające i do tego bardzo to lubię. W tym roku chcę mieć wszystkiego (głównie ziół i kwiatów) jeszcze więcej. Poza tym chcę więcej eksperymentować z rozsadzaniem i innymi metodami hodowania roślin. Mam już trzy małe drzewka wyhodowane z pestek. Czasem jest to wszystko łatwiejsze niż nam się wydaje, a do tego dostajemy w gratisie ogrom radości i satysfakcji.

Jednak najważniejszy plan na tę wiosnę i lato, to dużo czytania i pisania i może nawet jakieś tłumaczenia też się znajdą. W ostatnich tygodniach, a nawet miesiącach, za bardzo skupiałam się na tym, co mnie uwiera w pracy, zamiast na tym, co lubię i co daje mi dużo pozytywnej energii. Razem z wiosną, która podobno zaczęła się dzisiaj o 10:01, przyszło do mnie przekonanie, że szukanie nowej pracy nie ma sensu, że nie wiem czy nie wpadnę z deszczu pod rynnę, poza tym samo szukanie kosztuje mnóstwo cennego czasu, energii i frustracji. Są wakaty, nawet jest ich sporo, ale albo nie takie stanowisko albo nie taka ilość godzin albo za daleko. A teraz mogę jeździć do pracy na rowerze i jak tylko pozwolę sobie na odpuszczenie i nie przejmowanie się wszystkim, mogę mieć mnóstwo czasu na to, co lubię i na projekty poboczne, które dają mi tak dużo energii, że czasem trudno mi jest zasnąć (czytam sobie wtedy, więc choć spanie jest dla mnie bardzo ważne, nie jest tak źle).

Wczoraj wracałam z pracy (dowód na powyższym obrazku) i tak sobie myślałam, że jakbym miała codziennie dojeżdżać do pracy samochodem, to chodziłabym ciągle wkurwiona. Lubię to moje rowerowanie bardzo, a do tego robi mi dobrze na głowę i pozwala myślom swobodnie płynąć w różnych kierunkach, podczas gdy wiatr wywiewa z głowy wszystko, co nieprzyjemne. Nadal najbardziej na świecie chcę pracować z domu, ale jak już muszę gdzieś dojeżdżać, to poproszę w zasięgu rowerowym. Trwa to dłużej, ale pozytywne efekty takich dojazdów zdecydowanie przesuwają szalę na stronę roweru. Jasne, że nadal czasem wskakuję w samochód dla wygody, ale odkąd mam rower elektryczny robię to zdecydowanie rzadziej.

A wracając do czytania, to obiecałam sobie, że w tym roku będę więcej czytać po niderlandzku i słuchajcie, na 38 przeczytanych do tej pory książek, przeczytałam w tymże języku 1 (słownie: jedną). Jestem w trakcie kolejnej i już mam stosik bibliotecznych lektur, czekających na swoją kolej, ale rany Julek, statystyki na The Storygraph wyraźnie wskazują moje czytelniczo-językowe preferencje.

A do tego okazuje się, że czytam głównie e-booki, co nie powinno mnie dziwić, bo czytam dużo na Legimi (też po angielsku, bo od jakiegoś czasu znajduję tam dużo interesujących mnie tytułów), ale jakoś nie czułam tego aż tak bardzo, a że testowałam też słuchanie audiobooków (nadal mnie nie przekonują), to statystyki wypadają mocno na niekorzyść papieru (29%). To się teraz zmieni, bo czytanie po niderlandzku oznacza książki z biblio, choć oczywiście i te, w większości, mogę czytać elektronicznie. Na szczęście (i czasem nieszczęście) przerzucanie książek z biblio na czytnik to trochę zachodu, więc wolę wziąć papier, ale czasem czas oczekiwania na książkę zbyt mi się dłuży i, koniec końców, znowu sięgam po czytnik. Czytnik ma swoje ogromne plusy, e-booki są tańsze i dzięki temu oszczędzam ogrom pieniędzy, nie mówiąc już o tym ile mi daje finansowo korzystanie z Legimi. Nie ma tam wszystkich pozycji, a ostatnio jest nawet trochę mniej, ale jest nadal tyle, że mnie to nie martwi, a te niedostępne sobie zapisuję na listę ewentualnych prezentów urodzinowych i może jak kiedyś dojdę na półkach, legimowych i tych w domu, do zera (dobry dowcip), to będę miała z czego wybierać.

Czuję przypływ energii i chęci do działania. Wiosna, zdecydowanie.

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.